29 sie 2015

W śnieżną noc - Rozdział 5

W poniedziałkowy poranek budzik nie zadzwonił, jednak pani Marysia obudziła mnie kwadrans po siódmej. Odpuściłem sobie prysznic, wiedząc, że nie zdążę i tylko otworzyłem drzwi, aby wypuścić Szczypiora do ogrodu. Niech sra, gdzie chce ten jeden raz. Wróciłem do pokoju, aby z wieszaka ściągnąć mundurek i poszedłem do łazienki. Wyszczotkowałem zęby i uczesałem włosy. Założyłem na siebie strój szkolny, będąc zaskoczony tym, że pasuje niemal idealnie, jednak miałem problem z zawiązaniem krawatu koloru bordowego, więc chciałem poprosić panią Marysię, ale kiedy schodziłem na pierwsze piętro, rozbrzmiał dzwonek. Spojrzałem na ekran i  widząc Krystiana nacisnąłem przycisk, aby go wpuścić i, z przewieszonym przez ramie krawatem, otworzyłem wielkie drzwi. Chłopak od rana tętnił energią i po przywitaniu się poszedł do kuchni, aby zabrać jednego tosta i z nim w ustach podejść do mnie i zacząć zawiązywać mi krawat. Jego był koloru granatowego. Wykonując tę, jakże trudną czynność mówił coś, lecz słowa zamieniały się w bełkot, kiedy miał pełne usta.
-Czy twojej mamie spodobał się bukiet?- Zapytałem, patrząc na jego ramię, kiedy on wciąż mocował się z krawatem. Skończył go zawiązywać i przełknął wszystko co miał w ustach.
-Tak, powiedziała, że "nie trzeba było"- wymówił to z ironią- a gdybym jej nie dał kwiatków, to by dopiero było, więc trzeba było- przewrócił oczami- te mamy.
Pokiwałem głową i podszedłem do schodów, gdzie leżała czarna torba na ramie z logiem szkoły i moim nazwiskiem. W środku znajduje się tylko kilka zeszytów i długopis, gdyż nie znam jeszcze swojego planu.
Wyszliśmy na zewnątrz, a ja pożałowałem, że nie założyłem pod koszule jakiejś bluzki, bo dzisiejsza pogoda jest naprawdę paskudna, a w nocy padało. Nie znam drogi do szkoły i zdziwiło mnie, gdy nagle skręciliśmy w jakąś stronę idąc teraz chodnikiem, wzdłuż którego rosną drzewa kasztanów. Droga ta wygląda naprawdę niesamowicie, a co jakiś czas pojawiały się ławeczki, na których siedzieli uczniowie mojej szkoły. Poznałem oczywiście po mundurkach. Niektórzy spoglądali na nas zaciekawieni i zastanowiłem się czy wiedzą, że jestem nowy, a jeszcze inny witali się z Krystianem, który krótko mnie przedstawiał i po chwili znów szliśmy chodnikiem.
Drzewa zaczęły się przerzedzać i zza ich koron dostrzegłem dwa szaro pomarańczowe budynki. Są to dwa dość spore budowle wybudowane w bardzo nowoczesnym stylu, a jeden z nich bardziej przypomina podłużny blok niż szkołę, więc domyśliłem się, że jest to internat. Weszliśmy do szkoły i odetchnąłem z ulgą zauważając, że w środku wydaje się bardziej przeciętna, ale jednak było widać, że jest nowsza niż na przykład moja poprzednia.
-Idziemy do dyrektora- powiadomił mnie Krystian. Trochę przerażające jest to, że są tu sami chłopacy. Dostrzegłem też kilkoro starszych, pewnie nauczycieli, ale żadnej kobiety. Niektórzy uczniowie posiadali takiego samego koloru krawat jak ja co chyba oznaczało, że jestem z ich klasy, jednak ich ilość była zbyt duża jak na jedną.
Stanęliśmy przed drzwiami, na których znajdowała się tabliczka z napisem "gabinet dyrektora" i pożegnaliśmy się, umawiając po lekcjach na boisku do piłki nożnej, które, jak twierdzi Krystian, znajduje się za budynkiem internatu.
Zapukałem do drzwi i niepewnie je uchyliłem, wchodząc do środka. Pokój jest mały, znajduje się w nim tylko biurko z krzesłem i kilka regałów, kolorowych segregatorów.
-Ty pewnie jesteś Mikołaj- odwróciłem się w stronę skąd dobiegł głos i ujrzałem starszego, mojego wzrostu mężczyznę. Był szczupły, odziany w delikatnie pogniecioną koszulę i czarne spodnie od garnituru- Nazywam się Mirosław- kontynuował- i jak zapewne się domyślasz, jestem dyrektorem tej placówki.
Wskazał na krzesło po przeciwnej stronie niż usiadł, więc szybko się tam usadowiłem.
-Musisz wiedzieć, że jesteś pierwszą osobą, którą przyjęliśmy grubo po rozpoczęciu roku szkolnego, ale jestem wyrozumiały i zrobiłem ten wyjątek. Proszę, przyjmij moje kondolencje- nie dałem po sobie poznać jak jego fałszywe słowa współczucia na mnie podziałały- a więc, jak zauważyłeś, każdy rocznik ma inny kolor krawatu i są tu sami mężczyźni. Jedyną kobietą w budynku jest pani psycholog i na jej nieszczęście nosi spodniczki- to chyba miał być żart, nie wiem, nie zaśmiałem się- oto twój plan lekcji- podał mi kilka kartek, na których poza planem znajduje się też rozkład klas- nie wiem co ci więcej powiedzieć- westchnął, biorąc z półki paczkę papierosów- życzę miłej nauki tutaj.
Wstałem z krzesła biorąc kartki.
-Do widzenia- odezwałem się pierwszy raz i szybko wyszedłem z gabinetu. Ten moment wybrał dzwonek, aby oznajmić rozpoczęcie zajęć. Uczniowie zaczęli się rozchodzić, a ja spojrzałem na kartkę, aby dowiedzieć się gdzie mam lekcje. Następnie obejrzałem plan szkoły, odpowiednia sala znajduje się na drugim piętrze, więc pokonałem schody i podszedłem pod drzwi, gdzie już stali uczniowie. Jeszcze raz upewniłem się, że jestem w odpowiednim miejscu i czekałem na nauczyciela, którym okazał się dość młody brunet. Myślę, że nie przekroczył jeszcze trzydziestu lat. Wszedłem, jako ostatni z uczniów i poczekałem na historyka przy biurku, a kiedy podszedł przedstawiłem się i powiedziałem, że jestem nowy. Kazał mi usiąść w trzeciej ławce obok jakiegoś rudego osobnika i dopiero po tym przywitał się z klasą. Kilka ciekawskich par oczu spojrzało na mnie, kiedy po zajęciu miejsc nauczyciel wspomniał o nowej osobie w klasie. Rudzielec obok przedstawił się jako Bartek, ale i on, tak samo jak reszta zainteresowanych osób, widząc, że nie jestem chętny do rozmowy, odpuścił już pod koniec czwartej lekcji. Nauczyciele okazali się bardziej ciekawscy i po prawie każdej lekcji pytali o powód mojego przeniesienia. Kłamałem, podając tę samą przyczynę, co Krystianowi.

Po skończonych lekcjach postanowiłem zrobić tak jak umówiłem się z Krystianem, więc po okrążeniu budynku szkoły i internatu zobaczyłem boisko piłki nożnej z trybunami po obu stronach, długości całego boiska. Wziąłem głębszy wdech, gdyż takie miejsca kojarzą mi się tylko z jedna osobą i wszedłem na trybuny. Usiadłem jakoś po środku pierwszej. Po mojej prawej, przy bramce stała grupa chłopaków ubranych w dresy i koszulki z numerami. Odszukałem wzrokiem blondyna i zauważyłem go schylonego nad mężczyzną, który prawdopodobnie jest trenerem. Prawie wszyscy zwróceni byli do niego głowami poza dwoma pogrążonymi w rozmowie chłopakami.
Tak właściwie nie pamiętam momentu, kiedy go zobaczyłem. Prawdopodobnie wtedy, kiedy zderzył się z Krystianem, którego bacznie obserwowałem, na murawie. Chłopach przewrócili się śmiejąc, a kiedy się podnieśli nie zwracałem uwagi na blondyna, tylko na niego.
Jego brązowe włosy były rozwiane tak jak to zapamiętałem, odsłaniając opalone czoło. Biegł w stronę piłki, z uśmiechem na twarzy, przez co uwydatniał jeszcze bardziej pucowate policzki. Ciało wydawało się trochę wyższe niż było w rzeczywistości, a kiedy odwrócił się, patrząc w moją stronę, ujrzałem jego szare oczy.
Mój oddech zwolnił, świat dookoła ucichł i zapanował spokój. Wszystko wydało się takie same jak ponad miesiąc temu.
Wszystko było już dobrze, bo przede mną stał Radek.
Krzyczał coś.
Piłka uderzyła w moją twarz i opadła na kolana, wprost w dłonie.
Nie zwracałem na nią uwagi, bo nie mogłem odwrócić wzroku od chłopaka, który szedł w moją stronę. Odwrócił się i zaśmiał do kolegi, czochrając swoje włosy, po czym znów spojrzał w moją stronę i stanął kilka kroków ode mnie.
Wstałem, trzymając przeklęty przedmiot w dłoniach
-Radek?- Pytam, nie mogąc uwierzyć w to co widzę.
Zaśmiał się w sposób tak dobrze mi znany.
-Nie, Robert- wyciągnął ręce, więc podałem mu piłkę, a on odbiegł, wznawiając mecz.
Nie wierze.
To on.
To musi być on.
Opadam bez sił na trybuny i mam mętlik w głowie. Czuję ból na czole, ale ignoruje go tak samo jak rękę Krystiana na ramieniu.
-Wszystko dobrze?- Zerka na boisko, na oddalającą się postać bruneta.
-On żyje- szepczę do siebie. Chłopak prostuje się, a ja wiem, że nic nie rozumie. Wstaje i kieruje się do wyjścia. Boje się odwrócić, aby nie okazało się, że mi się przewidziało. Za sobą słyszę pytania Krystiana, ale nic nie odpowiadam tylko uciekam.
Muszę w końcu zapomnieć.
Przecież Radek umarł, widziałem jego zwłoki.

Przypinam smycz Szczypiorowi i wyprowadzam go na dwór. Idę w kierunku kawiarni. Postanowiłem, że powiem prawdę Krystianowi. Chłopak zasługuje na to, aby wiedzieć, co spowodowało moje pojawienie się tu. Nieważne, że sam sobie obiecałem zapomnienie. Nie można zapomnieć siedemnastu lat życia od tak. Potrzebuje przyjaciela, kogoś na miejsce Radka, a Krystian jest odpowiedni. Zaufałem mu bardziej niż ufam sam sobie. Bo nie ufam w to co widziałem na boisku, tylko to co widziałem na pogrzebie. Jego ciało. W trumnie. To niemożliwe, aby to on był na boisku.
Idę, pełen wątpliwości, a mój humor chyba udziela się labradorowi, gdyż wydaje się jakiś nieszczęśliwy, przygaszony. Okrążam budynek, aby wejść od strony zaplecza gdzie zostawiam Szczypiora i idę do kuchni. Wchodzę od tylu i staje za Krystianem, który przyjmuje kolejne zamówienie od jakiś trzech chłopaków. Wydaje się dziwnie skulony, wystraszony, a jego głos drży odrobinę. Kiedy się odwraca i mnie widzi uśmiecha się jednak przestaje, kiedy dostrzega moją postawę. Stoję przed nim, całkowicie załamany, ze łzami w oczach obejmując się ramionami.
-Skłamałem- przyznaje się od razu, patrząc hardo w jego oczy- skłamałem, podając ci powód mojej przeprowadzi- czuję łzy na policzku, a potem brodzie, ale nie przerywam mówić- to przeze mnie się przenieśliśmy. Ktoś umarł. A ja nie byłem w stanie żyć w miejscu, gdzie wszystko mi go przypominało- nie jestem w stanie dalej mówić, chociaż bardzo tego chce. Chce się wygadać, ale nie mogę. Dławię się łzami zasłaniając oczy dłońmi. Nie chce widzieć jego twarzy. Boje się zobaczyć to, w jaki sposób zareagował.
Słyszę kroki, a potem czuje, że mnie przytula. Chowam twarz w jego fartuchu i koszuli. Staram się zachować cicho, aby żaden z klientów nie usłyszał mojego płaczu, więc tłumie go w materiale jego ciuchów. Czuje jak ręką masuje mi plecy, a drugą dotyka skóry głowy i uspokajam się. 
-Muszę pracować- mówi, więc odsuwam się- usiądź sobie, a ja zaraz dam ci kakao, okay?- Kiwam głową i siadam na krześle, na którym ostatnio go widziałem z kubkiem kawy. Odchodzi po upewnieniu się, że zrobiłem jak mi powiedział, a ja odchylam głowę do tyłu i opieram ją o ścianę.
-Radek był moim przyjacielem od urodzenia- mówiłem, wiedząc, że mnie usłyszy stojąc trzy metry dalej- siedemnaście lat spędziliśmy razem. I umarł. Wyobrażasz to sobie?
Odwraca się trzymając różowy kubek w dłoni i podaje mi go.
Chce kontynuować mówienie, bo pragnę, aby wiedział wszystko, ale czyjś donośny głos przerywa mi.

-Ej, pedale! Szybciej tam!

1 komentarz:

  1. Hej,
    Krystian poznał prawdę, to był ktoś naprawdę niezwykle podobny, czy tak mu się tylko wydawało...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń