Poczułem kwaśny smak na języku i wargach. Był
tak okropny, że niemal natychmiast wróciłem do rzeczywistości i zacząłem kręcić
głową, a moje włosy zmierzwiły się jeszcze bardziej wchodząc do oczu i
łaskocząc uszy oraz kark. Chwyciłem w dłoń pustą szklankę i napełniłem wodą z
kranu. Opróżniłem szybko jej zawartość. Odetchnąłem w ulgą.
-Co robisz tak wcześnie rano, kochanieńki?-
Dobiegł mnie głos Pani Marysi stojącej przy stole. Prawda, jest dość wczesna
godzina, bo szósta rano, ale wina tego, że tak wcześnie wstałem jest w tym, że
próbuje przygotować się do porannego wstawania rano, aby móc spokojnie
przygotowywać się do szkoły i wyprowadzić Szczypiora na spacer, bo nie powinien
wypróżniać się w ogrodzie.
Spojrzałem na kobietę, która jest już
kompletnie ubrana w spódnicę i jakąś bluzkę. Przetarłem oczy i ziewnąłem
szeroko.
-Chciałem zjeść śniadanie- gosposia zaśmiała
się, słysząc moje słowa. Wzięła ze stołu jakiś pojemnik i wskazała na niego.
-Jesz żelki z rana?- Znów zaśmiała się w
swoim irytującym, babcinym sposobem. Przeczesałem palcami roztrzepane kudły i
pokręciłem głową z zrezygnowaniem- zrobię ci jedzonko, tylko powiedz, co byś
chciał- wygięła pomalowane na czerwono usta w uśmiech, ukazujący protezę zębów.
-Nie, nie trzeba- szybko pobiegłem w stronę
schodów i w mgnieniu oka je pokonałem.
Wszedłem do jeszcze niewyremontowanego pokoju
i podszedłem do kartonów, które wczorajszego wieczoru przestawiłem pod ścianę,
za którą jest łazienka. Otworzyłem pierwszy karton i wyciągnąłem ciemnozieloną
bluzę Radka z dwoma poziomymi paskami koloru białego na każdym rękawie i
kapturem, z którego wystawały końcówki grubych, białych sznurko-sznurówek. Z
walizki wyciągnąłem jedne ze swoich czarnych spodni oraz bieliznę i skarpetki.
Poszedłem do łazienki. Nie miałem nic przeciwko temu, że mama postanowiła ją
urządzić bez konsultacji ze mną, bo kobieta dobrze wie, jaki mam gust, co lubię
i również tym razem trafiła w dziesiątkę. W najbardziej oddalonym kącie
znajduje się kabina prysznicowa z całkowicie przezroczystą szybą bez
zniekształceń, zabarwień, które mógłby ustrzec przed podglądaniem, bo kto
miałby mnie podglądać w mojej łazience? Obok kabiny znajduje się muszla
klozetowa. W łazience jest jeszcze wanna i blat, umieszczony w przeciwległym
kącie niż kabina, ciągnący się od jednej ściany do drugiej, w którym jest zlew
oraz na ścianie przed nim spore lustro. Łazienka jest koloru jasnego granatu.
Ciuchy położyłem na blacie niedaleko zlewu i
spojrzałem w lustro.
Posiadam niebieskozielone oczy otoczone
gęstymi, ciemnymi rzęsami oraz włosy o kasztanowym kolorze, które falują na
całej długości, po bokach głowy są krótsze niż u góry, a przez to, że dawno nie
odwiedziłem fryzjera odrosły i teraz jeszcze bardziej nie chcą się jakkolwiek
układać. Moja skóra jest raczej blada, a pod otoczonymi czerwonymi obwódkami
oczami są dość widoczne wałki od zmęczenia.
Postanowiłem wziąć prysznic, po czym, z
owiniętym ręcznikiem w pasie, szczotkowałem zęby patrząc w swoje odbicie
lustrzane.
Podoba mi się moja przeciętność.
Założyłem wcześniej przygotowane ubrania i
rozczesałem włosy nakładając na nie trochę żelu, aby przestały się elektryzować.
Podwinąłem rękawy od bluzy i wyszedłem z łazienki. Założyłem adidasy i po
wzięciu czerwonej smyczy należącej do Szczypiora wyszedłem do ogrodu, aby
znaleźć psa i wyjść z nim na spacer.
Okazało się, że za domem znajduje się basen
kryty. Nawet nie chciałem myśleć, jaka to przesada ze strony rodziców kupując
ten dom. Z tego, co wczoraj mówili, mężczyzna, który zlecił jego wybudowanie
nawet w nim nie zamieszkał, stwierdzając, że jest dla niego za duży, chociaż
sam taki chciał. Nie komentuje jego logiki, a raczej jej braku.
Kilkanaście metrów od basenu, w pobliżu
ogrodowej huśtawki stoi spora buda Szczypiora, z której wystaje jego ogon.
Zagwizdałem i pies chwile później znajdował
się przy mnie, schyliłem się, aby przypiąć do obroży smycz i poszedłem do
otwartej już bramy. Skierowałem się w drugą stronę niż wczoraj i po jakimś
kilometrze asfalt ustąpił miejsca piaskowej drodze. Po następnych kilkuset
metrach zaczęły występować drzewa z pomarańczowymi liśćmi wzdłuż drogi, a co
jakiś czas mijałem domy jednorodzinne. Szczypior skakał uradowany spacerem i
szczekał wesoło, czasem odwracając łeb w moją stronę. Bawiło mnie to, gdyż
zachowywał się jak szczeniak. Uśmiech sam wpraszał się na moje usta, kiedy na
niego patrzyłem.
Nagle rozległo się szczekanie innego psa, a
Szczypior wyczuwając towarzystwo do zabawy zaczął mocno szarpać w kierunku skąd
dobiegał głos obcego czworonoga. Materiał wyszarpnął z mojej dłoni i zaczął
pędzić w stronę gęstych drzew. Biegłem za nim, nawołując. Wkraczając między
drzewa, potknąłem się o wystający z ziemi korzeń i wywaliłem, obcierając do
krwi dłonie, ale po krótkiej obserwacji ich podniosłem się i zacząłem już
spokojnie iść w stronę skąd słychać było szczekanie dwóch psów.
Wyszedłem zza drzew na małą łąkę z wysoką
trawą i najpierw w oczy rzuciły mi się dwa biegające labradory. Obcy pies
posiadał sierść koloru blond. Uspokoiłem się, że zwierzaki nie zaczęły warczeć
i się gryźć, tylko oby dwa były spokojne i szczęśliwie bawiły się w trawie
podgryzając swoje ogony i uszy.
-Cześć, Miki- usłyszałem po prawej.
Odwróciłem się w tamtą stronę i ujrzałem Krystiana ubranego w podobny sposób do
mnie z rozwianymi przez wiatr włosami. W dłoni trzymał czarną smycz należącą do
swojego psa.
-Hej, Kiki- przedrzeźniłem go, co wywołało
uśmiech na jego twarzy. Zmierzył moją sylwetkę wzrokiem.
-Pokaż dłonie- nadal obserwując z
zaniepokojeniem naszych pupili wyciągnąłem w jego stronę ręce, które chwycił za
nadgarstki i zaczął wykręcać w różne strony. Poczułem na nich wilgoć i
odskoczyłem szybko, unikając dalszego kontaktu poranionej skóry z wodą- daj je-
mruknął.
-Zrobię to w domu- odpowiedziałem trochę
zdenerwowany. Spojrzałem na ręce i otrzepałem je z nadmiaru wody- co tu robisz?
-Wyprowadzam Dolara przed rozpoczęciem zajęć-
rozbawiło mnie imię jego psa, ale nie dałem tego po sobie poznać. Pokiwałem
tylko głową i zrobiłem kilka kroków, aby następnie położyć się na ziemi i
patrząc w niebo. Usłyszałem szelest obok i już wiedziałem, że chłopak zrobił to
samo co ja.
Naprawdę nie chciałem, ale samo przypomniało
mi się jak czasem godzinami spędziłem tak czas z Radkiem obserwując chmury,
czasem gwiazdy nocą.
Łzy spłynęły po bokach mojej twarzy, ale
otarłem je rękawami bluzy zanim dotarły do uszu.
-Muszę iść- usłyszałem po kilku minutach.
Krystian wstał i widziałem jego sylwetkę z perspektywy trawki. Spojrzał na mnie
z góry, aby w następnej chwili zawołać Dolara i przypiąć mu smycz- Do
zobaczenia, krasnalku- zaśmiał się pod nosem i odszedł
A ja zostałem na łące sam z moimi myślami.
*
Trzy dni później, w piątek remont mojego
pokoju dobiegł końca, a nawet meble znalazły się na swoim miejscu dzięki temu,
że były w magazynie i dodatkowej opłacie za szybki transport. Wszystkie ciuchy,
również należące do Radka, znalazły się w szafie i komodzie. Książki na
półkach, laptop na biurku i to by było na tyle. Została tylko kwestia wybrania
dodatków, do czego nie miałem głowy, a nie chciałem prosić o pomoc mamy teraz,
kiedy ma mnóstwo pracy.
W głowie pojawił mi się pomysł zgłoszenia się
z tym problemem do Krystiana. Chłopak pomógł mi z meblami, a nie sądzę, aby to
był przypadkowy wybór. Po prostu blondyn posiada dobry gust i wyczucie.
Tak więc wstałem, ubrałem się i poszedłem do
kawiarni, w której spodziewałem się spotkać chłopaka. Jest godzina piętnasta,
więc chyba już po lekcjach, a jeśli tak, to teraz pracuje w kawiarni tak jak mi
powiedział, że to robi po skończeniu wszystkich zajęć.
Szedłem przez miasto, z słuchawkami w uszach
głośno słuchając muzyki, mijając wielu nastolatków. Niejednokrotnie
przychodziłem obok chłopaków odzianych w mundurek, co świadczyło o tym, że
chodzą do mojej przyszłej szkoły. Z tego, co wiem Trójka to jedyna placówka, w
której obowiązują takie same stroje. Mundurki składają się z ciemnogranatowych
spodni i tego samego koloru marynarki oraz białej koszuli. Prawdopodobnie kolor
krawatu zależny jest od klasy, do której się chodzi, a buty ma się takie, jakie
się chcę. To plus.
Kilka razy widziałem jak ktoś obdarowuje mnie
zaciekawionym spojrzeniem, ale to normalne. Każdy tak robi. Może właśnie ten
fakt uspokaja mnie na tyle, aby się nie irytować.
Będąc w parku wyciągnąłem słuchawki, zwinąłem
je wkładając do kieszeni i pokręciłem głową chcąc tym ruchem ułożyć włosy.
Pod nogami rodził się dźwięk łamanych gałązek
i suchych liści.
Wszedłem do lokalu i w pierwszej chwili
pomyślałem, że to nie ta sama kawiarnia. Każdy stolik był zajęty, w tle leciała
muzyka i czuć było zapach gofrów. Ludzie, głównie nastolatkowie, prowadzili ożywione
rozmowy wykłócając się i śmiejąc, a miedzy nimi, pod stołami znajdowały się psy
szczęśliwe tym , że są otoczone rozpieszczającymi ich osobami.
Podszedłem do lady i odczekałem chwile aż
dziewczyna stojąca przede mną złoży swoje zamówienie. Kiedy w końcu to zrobiła
nadeszła moja kolej. Poczułem dziwną ulgę, kiedy zobaczyłem Krystiana.
-Poproszę zamówienie- powiedział, patrząc na
trzymany notatnik. Wyglądał dobrze w czarnym fartuchu z koszulą pod spodem.
-Ja...- Urwałem, nie wiedząc, co mam
powiedzieć. Patrzyłem na jego czubek głowy płaczliwie. Za mną stał jakiś
zniecierpliwiony chłopak, a ja panikowałem, nie mogąc się odezwać. Na szczęście
blondyn podniósł głowę i spojrzał na mnie. Najpierw dostrzegłem na jego twarzy
zniecierpliwienia, a później uśmiech.
-Hej, wejdź od strony zaplecza- nawet nie
pytałem, dlaczego kazał mi to zrobić. Może wyczuł, że nie chce niczego zamawiać
tylko porozmawiać?
Wyszedłem z kawiarni i okrążyłem cały
budynek, aby z jego tylu znaleźć szare, metalowe drzwi. Otworzyłem je i po wejściu
zamknąłem. Znajdowałem się na zapleczu. Wyszedłem z niego szybko i znalazłem
się na tyle kuchni. Krystian siedział na krześle przy ścianie trzymając w dłoni
kubek. Usiadłem na podłodze, po turecku przed nim i zadarłem głowę do góry, aby
spojrzeć na jego twarz. Odłożył trzymany przedmiot na podłogę. W oczy rzuciło
mi się jego zmęczenie.
-Co tam, malutki?- Uśmiechnął się.
Postanowiłem zignorować to jak mnie nazwał i
po wzięciu głębszego oddechu powiedziałem:
-Mam do ciebie prośbę- dlaczego mój głos zawsze
jest taki słaby i cichy? Chłopak odpiął kolejny guzik swojej koszuli i odwiązał
fartuch, ściągając go z siebie.
-Dawaj- zachęcił, patrząc na moją twarz.
-Pomógłbyś mi wybrać dodatki do pokoju?
-Meble już są?- Pokiwałem głową- dobrze-
zgodził się po chwili- jutro?- Potwierdziłem- Podasz mi adres, to wpadnę do
ciebie, zobaczę, co by pasowało i pójdziemy do sklepu, okay?
-Okay.
-...A w zamian- tak myślałem, że będzie
chciał coś w zamian. Ale to fair skoro ja coś od niego chcę- chciałbym abyś się
uśmiechnął.
Zamurowało mnie.
-Słucham?- Oparł łokcie o kolana i schylił
się w moim kierunku.
-Jeszcze nie widziałem twojego uśmiechu.
Prawdziwego uśmiechu- westchnął- ten oszukany się nie liczy.
podoba mi sie:-)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńi spotkał Krystiana wcześniej, musi mieszkać gdzieś blisko, i jak widać zorientował się, że uśmiech wcześniejszy nie był takim prawdziwym...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia