20 wrz 2015

Czyny przemawiają głośniej niż słowa - Rozdział 24

Rozdział troszkę dłuższy niż zazwyczaj. Coś się zmieniło. Jakby taki guziczek, który zachęca mnie do pisania więcej o uczuciach, przemyśleniach, został przyciśnięty. Myślę, że dobrze, iż tak się stało. Sami oceńcie.

***

-Dalekooo…- reszta pytania została stłumiona przez przeraźliwy ziew. Przetarłem załzawione powieki, aby choć trochę dopomóc im w jakże trudnym zadani, którym było niezamykanie się. Od kilku godzin byliśmy w nieprzerwanej jeździe, a wokół auta panowała nocna ciemność, która tylko wzmagała uczucie senności. Jestem śpiochem i to nie jest żadna tajemnica. 
-Jeszcze tylko trochę- poczułem jego dłoń na swoim kolanie. Moje ciało przeszła fala dreszczy spowodowana ciepłem. Ręka Gabriela zacisnęła się i poluźniła, jakby tym gestem chciał mnie wesprzeć. Wiedział, jak bardzo podróże mnie męczą i nużą, a przez to sam czuł się odrobinę skołowany. Moje uczucia wpływają na jego samopoczucie, tak samo jak jego na moje. To oddziaływanie jest czasem miłe, jednak w tej sytuacji trochę dołujące. Chłopak odsunął swoją dłoń od mojej skóry i położył na kierownicy. Spojrzałem za okno, ale przed nami rozciągała się jakby nieskończona droga po bokach, której, rozchodził się lat. Klimat dość mroczny i przerażający, ale to ekscytujące siedzieć w aucie i być oddzielonym od tego potwornego otoczenia. Zachichotałem pod wpływem swoich myśli. Gabi podkręcił głośność muzyki płynącej z radia i zaczął podśpiewywać pod nosem niektóre piosenki. Fałszował potwornie, a ja mimo to słuchałem jego głosu z uwielbieniem. Tak minęła kolejna godzina. W pewnym momencie skręciliśmy w leśną drużkę i jechaliśmy wzdłuż niej przez kilka minut. Prędkość stanowczo zmalała przez to, że Gabriel obawiał się wyskakujących z zarośli zwierząt oraz nierównego terenu. 
-Już blisko- powiedział.
Zza drzew wyłonił się widok ogromnej metalowej bramy, na której wysiała tabliczka głosząca: „Teren prywatny domków letniskowych. Rejestracja otwarta całą dobę”. Za bramą dostrzegłem mały domek, w którym świeciło się żółte światło.
-Zaraz wracam- powiedział, wyłączając silnik i wychodząc na zewnątrz. Do auta dostało się świeże powietrze, przez co odetchnąłem z ulgą. Podczas podróży nie chciałem narzekać, ale klimatyzacja jak i brak przerw w drodze trochę mnie irytowały. Nie byłyby potrzebne, jednak potrzeby fizjologiczne to kwestia warta uwagi, kiedy planuje się dłuższą podróż. Czyżby Gabriel takiej potrzeby nie odczuwał?
Obserwowałem jak chłopak podchodzi do bramy, a po chwili rozmawia z jakimś mężczyzną pokazując dokumenty i wskazując w kierunku auta. Starszy pan pokiwał głową, po czym przycisnął coś trzymanego w ręce i brama bez żadnego dźwięku otworzyła się. Gabrielowi wręczył dwa przedmioty i powiedział coś, na co reakcją chłopaka było zarumienienie się. Nastolatek wrócił do auta i wręczył mi pojedynczy klucz oraz kartę przypominającą tę bankową. Do klucza przymocowana była przywieszka z numerem „13”. Pomyślałem, że to pewnie numer domku, który będziemy zajmować i nie myliłem się, gdyż jechaliśmy falistą drogą, od której odbiegały piaszczyste drużki prowadzące do domków. Budynki znajdowały się w odstępach kilkuset metrów, a przy każdym z nich stała wysoka lampa oświetlająca domek. Chciałem policzyć wszystkie mijane domki, ale pomyliłem się, gdyż skręciliśmy do tego, który, według moich obliczeń, miał mieć numer osiem, jednak w rzeczywistości tabliczka na nim głosiła, że to ten odpowiedni. Wysiedliśmy, a ja poświęciłem chwilę na przyjrzenie się budowli. Była wykonana z jasnego drewna i stała na betonowym podwyższeniu, dlatego do wejścia na niewielką werandę prowadziło kilka stopni. Z przodu znajdowało się spore okno, tak samo jak na poddaszu z tym, że tam było o połowę mniejsze. Domek otaczał lat i wiedziałem z opisu na stronie internetowej, że za budynkiem znajduje się plaża z jeziorem. Miałam ochotę już teraz zanurzyć się w lekko chłodnej cieczy, ale byłem zbyt zmęczony, aby chociaż zaproponować coś takiego Gabrielowi. Odwróciłem się i napotkałem ciekawskie spojrzenie chłopaka. Uśmiechnąłem się do niego i wziąłem swój bagaż, oddając mu przy okazji klucze i tajemniczą kartę. Wspięliśmy się po kilku stopniach i poczekałem aż otworzy drzwi, aby następnie wpuścić mnie do środka. Poszukałem włącznika światła i już po chwili pomieszczenie się rozjaśniło. Znajdowaliśmy się w małym salonie połączonym z kuchnią. Z tyłu dostrzegłem drzwi oraz schody. Podszedłem tam i uchyliłem wrota, aby ujrzeć niewielką toaletę z kabiną prysznicową. Schody prowadziły do pokoju, w którym znajdowały się dwa dwuosobowe łóżka. Wiedziałem, że i tak będziemy spać razem, więc na jednym z nich położyłem swoją torbę i odwróciłem się do Gabriela, który cały czas się na mnie patrzył. Podszedłem do niego i otoczyłem ramionami spoglądając w jego oczy.
-Co teraz będziemy robić?- Zapytałem i wspiąłem się na palcach, aby cmoknąć go w usta.
-Nie wiem jak ty, ale ja padam, więc proponuje pospać-przyciągnął mnie jeszcze bliżej i przyłożył policzek do czubka mojej głowy.
-Okay- mruknąłem, również byłem bardzo senny- idziesz się pierwszy myć?
-Idziemy razem- pociągnął mnie w stronę schodów. Wyrwałem mu rękę i podszedł do łózka, aby z torby wyciągnąć żel pod prysznic, pastę do zębów, szczoteczki i bieliznę. Wróciłem do bruneta i zeszliśmy do łazienki, w której się rozebraliśmy i weszliśmy pod strumień wody. Ucieszyłem się, że jest ciepła. Przez chwile stałem, pozwalając, aby kropelki spływały wzdłuż ciała opatulając je ciepłem i świeżością. Miałem zamknięte oczy, kiedy chwyciłem żel i zacząłem myć ciało. Uchylając powieki spotkałem się z tęczówkami Gabriela, przez co zrobiło mi się goręcej i poczułem podniecenie. Od zajścia mającego miejsce pewnego poranka uczucie pożądania towarzyszyło mi bardzo często i było spowodowane samym widokiem chłopaka. Nie potrzebowałem jego dotyku, aby moje przyrodzenie stało się twarde, a mimo tego ciągnęło mnie to niego również poprzez myśli. Czasem nie rozumiałem tego mechanizmu, ale to chyba normalne u osoby zakochanej, prawda? Sam już nie wiedziałem czy jestem w nim zakochany czy po prostu go kocham. Nie rozróżniałem tych dwóch, z pozoru różnych uczuć i nie rozumiałem ich. Chciałem to zrozumieć. Chciałem dowiedzieć się co do niego czuję i dlaczego czuję cokolwiek. Byłem z tego zadowolony, chociaż tego nie pojmowałem. Byłem zadowolony, ponieważ to takie ludzkie, prawda? A ja staje się człowiekiem właśnie dzięki niemu. Przybliżyłem się do niego bardziej niż znajdowaliśmy się przed chwilą, dzięki ograniczonej przestrzeni i dotknąłem opuszkami palców jego twarzy. Spodobała mi się faktura jego skóry. Była delikatna, miękka i gładka, lekko zarumieniona przez wysoką temperaturę wody. Twarz Gabriela ma wyraziste linie, które są bardzo chłopięce, wręcz męskie. Uwielbiałem jego ciemne oczy, w których zatonąłem już przy pierwszym spojrzeniu. Jego tęczówki błyszczały z niezrozumiałego szczęścia i uśmiechały się pogodnie. Wplotłem palce jednej z ręki w jego włosy i pociągnąłem je mocniej niż mam w zwyczaju, aby mieć lepszy dostęp do jego ust, które pochłonąłem swoimi w następnej sekundzie. Uwielbiałem ich miękkość i delikatność, z jaką mnie całuje. Gabriel, chyba zaskoczony tym co zrobiłem, na początku stał zdumiony, aby w następnym momencie pchnąć mnie na kafelki i całując żarłocznie. Ten pocałunek nie był niewinny i lekki jak zawsze, ale mocny, namiętny i pełen pożądania. Ciągnąłem go za włosy, drapałem plecy i podgryzałem wargę tylko po to, aby słyszeć pomruki zadowolenia z jego strony. Jęknąłem, czując erekcje chłopaka spotykającą się z moim penisem. Gabi chwycił obydwa przyrodzenia i delikatnie zaczął poruszać ręką. Nasze wszystkie pieszczoty stały się delikatne i leniwe, jakbyśmy chcieli na zawsze pozostać w tej chwili. Ręce zarzuciłem na jego szyję, jednocześnie pojękując w jego usta, zaś on swoją wolną dłoń umieścił na mojej głowie, aby chronić ją przed uderzeniami o płytki. Przyśpieszył ruchy ramieniem i już w następnym momencie doszliśmy niemal równo. Otworzyłem oczy i spojrzałem w te czekoladowe. Znowu patrzył na mnie w ten głupi, rozczulający sposób, przez który miałem ochotę przytulić go i już nigdy nie puścić. 

-Nie możesz zasnąć?- Usłyszałem przy swoim uchy, kiedy po raz setny przewróciłem się na drugi bok. Nie mogłem znaleźć odpowiedniej pozycji do snu, a w mojej głowie krążyły nieproszone myśli.
-Tak, pomóż- Gabriel objął mnie i przyciągnął do siebie. Zarzuciłem nogę na jego biodra i objąłem, kładąc głowę na piersi chłopaka. Słyszeć i czuć bicie jego serca jest jednym z najprzyjemniejszych uczuć, jakie miałem okazje poznać. Klatka piersiowa bruneta unosiła się równomiernie, a otaczające ramie powodowało powstawanie więcej ciepła- Gabi?
-Tak?
-Co myślisz o tym, abym przeprowadził się do Mariusza?- Wziąłem głęboki wdech. Do nozdrzy dostał się zapach jaśminu i lawendy. Zaciągnąłem się, starając być cicho. O, mój boże. Gabriel milczał dość długo, aby wypowiedzieć te słowa:
-Nie chcę abyś wyjeżdżał- zaczął- nie wyobrażam sobie dnia aż ciebie, ale nie chce, aby te słowa zaważyły przy podejmowaniu decyzji. Jakakolwiek drogę wybierzesz, zaakceptuje ją i wciąż będę cie kochać.
Cieszę się, że powiedział to co myśli. I chociaż czuje się winny i rozdarty emocjonalnie bardziej niż przed kilkoma dniami to panuje we mnie jakiś wewnętrzny spokój. Jakbym podświadomie podjął decyzje, ale jeszcze nie do końca wiedział jaką. 

Obudziłem się w paskudnym humorze, którego sam sobie nie potrafiłem wyjaśniać. Czułem dziwne napięcie i zestresowanie, coś ściskało mnie w żołądku i nie mogło pozbyć się paskudnego uczucie braku czegoś. Widok śpiącej twarzy Gabriela tylko wzmógł to uczucie i miałem ochotę go uderzyć i pocałować jednocześnie. Szarpiąc się za włosy, wstałem z łóżka i biorąc buty sportowe, które na szczęście spakowałem oraz spodenki dresowe, zszedłem na parter. Bieganie na pusty żołądek nie było dobrym rozwiązaniem, ale nie wiedziałem, co mógłbym zrobić, ale rozładować dziwne napięcie tworzące się w moim organizmie. Biegłem wzdłuż asfaltowej drogi, która, jak się okazało, było wielkim kołem, więc co jakieś dziesięć minut przebiegałem obok domku z numerem „13”. Przy piątym okrążeniu moje nogi odmówiły posłuszeństwa i podbiegłem do domku, aby usiąść na schodach. Nieprzyjemne uczucie zbierające się na dole brzucha nie zniknęło i wciąż nie dawało o sobie zapomnieć. Co się, do cholery, dzieje?
Wszedłem do budynku i przez chwile nasłuchiwałem czy Gabriel się nie obudził. Okazało się, że już nie spał i stał przed blatem małego stołu w „kuchni” odpakowując styropianowe pudełka, z których wydobywała się miła woń jedzenia. Mój pusty żołądek dał o sobie głośno znać, przez co brunet ze śmiechem odwrócił się w moją stronę. Gabriel zawsze wiedział, kiedy coś było ze mną nie tak i teraz, spoglądając na moją twarz, zapytał:
-Co się stało?- Zostawił pudełka i podszedł do mnie kilka kroków.
Nie wiedziałem co zrobić: uderzyć go czy pocałować? 
Z niezdecydowania postanowiłem się na niego rzucić atakując miękkie usta. Ponownie zapytałem sam siebie co jest grane. Nie wiedziałem. Chłopak stracił równowagę, przez co wylądowaliśmy na podłodze, a on zawisł nade mną. Zawsze, kiedy się całowaliśmy, widziałem iskierki pożądania w jego oczach.
Teraz to ja go pożądałem i bardzo, ale to bardzo zapragnąłem, aby doszło między nami do zbliżenia. Ogarnij się, Oliver, bo zrobisz głupotę, mówiłem w myślach, ale ciało postanowiło robić coś innego. Otoczyłem jego biodra nogami, a rękoma objąłem go w szyi i znowu pocałowałem. Zachłannie, bez opamiętania. Chciałem mu powiedzieć coś, czego sam nie rozumiałem. To dziwne uczucie usilnie próbowało opuścić moje ciało, ale ja trzymałem je w sobie. Co to takiego? Jak to nazwać? Gabriel dotknął moich policzków i gładził je delikatnie. Nie pasowało to do czynów, które ja wykonywałem. 
Uspokoiłem się.
Czując jego ciało na sobie, jego usta na moich i dłonie wypalające gorące ślady na mojej skórze, w końcu zrozumiałem.
Zrozumiałem, dlaczego to ciepło, które czuje przy jego dotyku nie pochodzi z zewnątrz tylko wewnątrz, dlaczego powstaje w moim ciele. Zrozumiałem przyczynę nachalnego myślenia o nim, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Dotarło do mnie to, dlaczego w obliczu zagrożenia śmierci chciałem go odnaleźć i uratować, dlaczego tak bardzo potrzebowałem jego bliskości, czułości, wsparcia i słów… Zrozumiałem dziwne spojrzenie Kamila, kiedy powiedziałem mu, że nie wiem, jakie to uczucie zakochać się oraz wyraz twarzy Michała, kiedy zapytałem co to w ogóle znaczy. Oni, tak samo jak Mateusz, mówiąc mi o zranieniu Gabriela, jak Marcin patrzący na nasze ręce oraz Tymek chichoczący po kątach z Michałem patrząc na nas, wiedzieli. Wiedzieli co czułem. Po moich spojrzeniach, czynach, a później słowach. Kiedy tak właściwie to się stało?
Kiedy pokochałem Gabriela?
-Oliver- wymruczał, całując moją szyję. Zadrżałem. Podnieśliśmy się i jak gdyby nigdy nic uśmiechnęliśmy do siebie. Gabriel szeroko, ja niepewnie, oszołomiony tym co sobie uświadomiłem. 
-Przepraszam- mój śmiech był histeryczny- nie wiem co mnie napadło- przeczesałem pukle włosów, chcąc doprowadzić je do ładu, ale one jak zawsze buntowały się- co tam masz?- Wskazałem na stół za jego plecami.
-Ah, kanapki na ciepło- mój głód ponownie dał o sobie znać w postaci burknięcia- zjemy na werandzie?
-Ok- odpowiedziałem biorąc swoją porcję. 
Wyszliśmy na świeże powietrze i usiedliśmy na drewnianych krzesłach tak, abyśmy znajdowali się naprzeciwko siebie. Gabriel zaczął jeść, a ja chwile przypatrywałem się mu.
-Kiedy się we mnie zakochałeś?- Zapytałem. Chłopak przegryzł to co miał w ustach i powiedział:
-To była miłość od pierwszego wejrzenia- patrzył gdzieś w dal. Za drzewami dostrzegłem jezioro.
-Naprawdę? 
-Można tak powiedzieć- uśmiechnął się- spodobałeś mi się, kiedy zobaczyłem cie pierwszy raz, ale wizualnie- zrobił przerwę, aby wziąć gryz, po czym kontynuował- kiedy cię poznawałem, chociaż nie mówiłeś, to byłem zafascynowany. Twoją osobą, zainteresowaniami, reakcjami, wszystkim, naprawdę. Uwielbiałem cię obserwować i pewnie to zauważyłeś- uśmiechnął się szeroko- to, że się w tobie zakochałem uświadomiłem sobie kilka dni przed pierwszym pocałunkiem- zawstydziłem się, bo nigdy tego nie wspominaliśmy- a to, że cie kocham, kiedy leżałeś w szpitalu. 
Poczułem się źle na myśl, że jemu pokochanie mnie zajęło tak mało czasu, kiedy mi prawie rok. Ale to nie ma znaczenia. 
Nie wiedziałem, który moment byłby odpowiedni za wyznanie mu uczuć. Czułem silną potrzebę zrobienia tego, jak najszybciej się da. Byłem pewien swoich uczuć i chciałem, aby Gabriel też był pewien. A co, jeśli on, tak samo jak pozostali, wiedział o tym? Czy jest sens mówienia? Chyba tak, bo wypowiedziane tego z moich ust jest sto razy lepsze niż po prostu świadomość tego. Cholera, sam nie wiedziałem, czy to moja wina czy losu, że powiedzeniu mu słów "Kocham Cie" będzie takie trudne. Zawsze coś mnie zatrzymywało. Kiedy kąpaliśmy się w jeziorze lub opalaliśmy leżąc na piasku nie bylem w stanie tego zrobić, nie tylko dlatego, że był tak blisko, że jego oczy tak błyszczały, a usta śmiały się do mnie. Byłem jak zaczarowany, zamknięty w hipnozie. Całkowicie zależny od niego. Mówiłem tylko, kiedy o coś pytał.

Był piątek, trzy dni przed naszym powrotem do domu. Po szaleństwach w wodzie, wielogodzinnych spacerach i nielicznych miłych atrakcjach, siedzieliśmy przy ognisku. Dookoła nas krążyło mnóstwo osób chcących zjeść kiełbaskę, tańczących par patrzących w swoje oczy z charakterystycznym błyskiem. Byliśmy też my- dwoje chłopaków siedzących przy ognisku opatulanych przez koc. Ramie Gabriela otulało mój lewy bok, a jego talia prawy. Patrzyliśmy w tańczące ogniki, nie rozmawialiśmy, nie czując takiej potrzeby. W pewnym momencie przypomniało mi się coś. Pobiegłem do domku, który zajmowaliśmy i z torby podróżnej wyciągnąłem małe pudełeczko. Włożywszy je do kieszenie, wróciłem do swojego chłopaka. Nie usiadłem obok niego, do czego zachęcił mnie gestem dłoni, ale stanąłem przed nim w taki sposób, aby ogień rozjaśniał jego twarz. Gabi podniósł się i podszedł bliżej.
-Co się stało, Oli?- Zapytał.
Wyciągnąłem dłoń przed siebie i dałem mu przedmiot. Spojrzał na niego niepewnie, uchylając pokrywę. Otworzył usta tak jakby chciał coś powiedzieć, ale tego nie zrobił. Zamiast tego wziął jeden z łańcuszków i powiesił sobie na szyi, a drugi umieścił na mojej. Kiedy chciał się odsunąć chwyciłem jego ręce i wtuliłem w nie twarz, równocześnie patrząc w czekoladowe oczy. Uznałem ten moment za najbardziej odpowiedni, więc otworzyłem usta, lecz nic nie powiedziałem. Chłopak nachylił się i mnie pocałował nie przejmując się tym, że znajdowaliśmy się wśród ludzki. Mi również nie sprawiało to problemu, więc przyległem do jego piersi, a dwa kawałki magnetycznych puzzli połączyły się ze sobą, czemu towarzyszyło ciche kliknięcie. Nasz pocałunek był mocny i namiętny, a kiedy odsunęliśmy się od siebie, trzymając w ramionach, przygryzłem i pociągnąłem delikatnie dolną wargę bruneta.
-Kocham Cię- mówią to miałem nadzieje, że wiedział co się kryło za tymi dwoma słowami. Nie chciałem mówić tego wszystkiego, o czym myślałem w ciągu ostatnich dni. Te dwa, magiczne słowa wyrażają wszystko.
Gabriel uśmiechnął się w sposób tak szczery i uczuciowy, że zabrakło mi tchu, powietrza, którym mógłbym oddychać.
-Ja ciebie też kocham, aniołku- odpowiedział, po czym przytulił mnie, kładąc brodę na mojej głowie- tak bardzo cie kocham…
Chłopak pachniał czekoladą i lasem, który nas otaczał. Jego ciepłe ciało, którego temperatura grzała bardziej niż jakikolwiek kaloryfer przyciągało mnie w sposób niezrozumiały. Chciałem go polizać i gryźć. Ciemne pasma włosów połaskotały moją szyję, zadrżałem. Szerokie, otulające mnie ramiona wydawały się odpowiednim dla mnie miejscem, moim domem. 
-Chodźmy do domku, zimno mi- pociągnąłem go za rękę, a nasze łańcuszki rozłączyły się. 
Przemierzałem metry szybkim marszem tylko po to, aby po wejściu do domku zamknąć za nami drzwi i pocałować kuszące usta mojego chłopaka. Mój chłopak, pomyślałem. Mój Gabriel. Podobało mi się to, podobał mi się ten tytuł. Zastanowiłem się czy Gabi też czasem o tym myśli, zapragnąłem wiedzieć, o czym myśli, ale nie powiedziałem tego, gdyż całowaliśmy się. Pieszczota była powolna i delikatna. Moja świadomość nie zarejestrowała sposobu, w jaki znaleźliśmy się na piętrze, gdyż całą swoją uwagę skupiałem na wargach Gabiego. Ściągając swoją bluzę zaśmiałem się, gdyż pojawił się problem z przełożeniem jej przez głowę.
-Dlaczego tyle na siebie założyłeś?- Zapytał, kiedy ściągnął dwie bluzki. Stał przede mną jedynie w jeansach i uśmiechał się. Wyglądał zniewalająco.
Położyliśmy się na łóżku. Pozycja, w której się znajdowaliśmy nie była dla mnie nieprzyjemna tak jak do niedawno i napadało mnie to dziwnym uczuciem, kiedy Gabriel zawisał nade mną starając się opanować, aby mnie nie zgnieść. Zarzuciłem ręce na jego szyje i splotłem je ze sobą, gdyż nie wiedziałem, co mógłbym z nimi zrobić. To on dominował, on musiał mnie nakierować.
-Gabi, uprawiajmy seks-wyszeptałem pomiędzy pocałunkami.

13 wrz 2015

Czyny przemawiają głośniej niż słowa - Rozdział 23

Ani trochę nie jestem podobny do swojego ojca, Mariusza. Różnimy się tak bardzo, że bardziej się nie da. Jego oczy są ciemne, ich kolor bardzo zbliżony jest do koloru oczu Gabriela lub Kamila. Włosy ma ciemne, niemal czarne i krótko ostrzyżone, a pamiętam, że kiedy pierwszy raz go zobaczyłem sięgały mu do ramion. Mężczyzna ma trzydzieści osiem lat i faktycznie wygląda na swój wiek. Posiada mocno zarysowaną linie szczęki, wąskie usta, podczas gdy moje są pełniejsze. Wygląda strasznie, przeraża mnie mój własny ojciec.
Mrugam kilkakrotnie pod wpływem słów, które usłyszałem kilka sekund temu, chociaż nie czuję się specjalnie zaskoczony. Wierzę w nie. Wierzę w to, że stoi przede mną mój prawdziwy ojciec.
I chociaż czekałem na to spotkanie odkąd tylko dowiedziałem się prawdy o Adamie, nie czuję się szczęśliwy tym faktem. To tak jakby dostać lizaka. Mam lizaka. Aha. Fajny lizak, ale to tylko lizak jeden wśród milionów. Nie jest wyjątkowy.
I nic.
Stoimy tak, a ja otwieram i zamykam usta, nie wiedząc jak powinny brzmieć moje pierwsze słowa do Mariusza po dowiedzenie się kim jest.
-Oliverze?- Mówi Kamil, ale uciszam go gestem ręki, po czym patrzę w oczy swojego ojca i mówię:
-To ciebie spotkałem w barze niecały rok temu i to ty śledziłeś mnie w zimę i przekazałeś przez tę małą dziewczynkę kopertę, mylę się?
Widzę błysk w jego oku. Nie wiem czy to oznaka zawahania, rozbawienia, a może kłamstwa?
-Nie mylisz się.
Nie mogę uwierzyć. Nie mogę uwierzyć w to, że Roksana była tak głupia, aby spłodzić mnie z osobą stojącą przede mną. Jesteśmy tak różni, a wiąże nas ta sam krew.
-Czy ktoś- syczę- może mi powiedzieć o co tu chodzi?!- Patrzę na Kamila, a następnie na osoby stojące w kuchni. Gabriel podchodzi do mnie i chwyta za rękę. Czuję materiał bandażu, co ponownie przypomina mi o tym, jakiego ryzyka chłopak planuje się podjąć w przyszłości. Płosze się. Przecież jawnie ukazujemy kim dla siebie jesteśmy stojąc przez moim ojcem! Lekko odtrącam jego rękę. Zauważam, że Mateusz wraz z chłopakami gdzieś zniknął i pozostała nasza czwórka. Siadamy- ja i Gabriel na fotelach, a Kamil wraz z Mariuszem na kanapie. Przez jakiś czas obserwujemy się, posyłając dziwne spojrzenia sobie nawzajem.
-Przez piętnaście lat nie wiedziałem o Twoim istnieniu- mówi mój ojciec- trzy lata temu Roksana przyleciała do mnie. Byliśmy w dobrych stosunkach, a kiedy przyjeżdżałem do rodziny w Polsce, spotykaliśmy się. Oznajmiła mi wtedy, w obliczu moim i mojej żony, że mam piętnastoletniego syna- westchnął- to był szok dowiedzieć się tego po tak długim czasie. Kristin, po tym jak opowiedziałem jej historie swoją i twojej mamy, sama się ucieszyła tą nowiną, bo wiedziała jak bardzo chciałbym mieć dzieci, a ona niestety nie mogę wydać człowieka na świat- głos mu zadrżał. Nawiązałem z nim kontakt wzrokowy- Roksana powiedziała mi jak wygląda sytuacja. Powiedziała, że muszę wrócić do kraju i zabrać cię do siebie, bo groziło ci niebezpieczeństwo ze strony Adama- zadrżałem na wspomnienie tego człowieka- w ciągu dwóch dni omówiliśmy wszystko i byliśmy gotowi do wylotu, ale na miejscu okazało się, że zniknąłeś, tak samo jak Adam i nikt nie wiedział gdzie jesteście.
Ukrył twarz w dłoniach. Kamil położył mu rękę na ramieniu
-Nie mów, jeśli nie czujesz się na siłach.
-Nie- zaprzeczył szybko- Oliver musi wiedzieć- przetarł powieki- dwa miesiące cię szukaliśmy, ale na darmo! Wróciłem do żony i powiedziałem jej wszystko. Dużo czasu zbierałem informacje na twój temat oraz Roksany i Adama. Niecały rok temu dostałem od niej telefon. Mówiła, że żyjesz, że masz dom i jesteś szczęśliwy i to ja powiedziałem jej, aby nie odwiedzała cię przed moim przyjazdem- załkał, z trudem łapiąc powietrze- przyjechałem. Tym razem spotkałem się z nią na cmentarzu… odwiedzając jej grób.
To jego wina, że nie spotkałem mamy… A było tak blisko.
-Mariuszu, może ja dokończę?- Mówi Kamil. Patrzę na Gabriela, a on na mnie.
-Dobrze- odpowiada mężczyzna.
-Otóż w tym okresie twój ojciec zgłosił się do mnie. Dokładnie sprawdziłem wszystko czy aby na pewno nie jest to jakaś pułapka- wiedziałem o Darku, osobie, którą miałeś sposobność poznać wczoraj. Sytuacja prezentowała się tak okropnie jak jeszcze nigdy, ale wraz z grupą zaufanych osób, w tym twoim ojcem, stworzyliśmy plan idealny. Wiedzieliśmy, że Darek prędzej czy później zaatakuję, chcąc dowiedzieć się gdzie znajduję się zaginiony towar. Ale to nieważne. Zatrudniłem twojego ojca, jako nauczyciela nie tylko po to, aby cię poznał i przebywał z tobą, ale także, jako dodatkowa ochrona.
Przerwał, a ja pomyślałem, że to wyjaśnia jego reakcje, kiedy Gabriel dowiedzieć się trochę o Mariuszu. To co przed chwilą słyszałem naprawdę, naprawdę wiele wyjaśnia.
-Czyli wszyscy wiedzieli kim jesteś?- Zapytałem swojego ojca.
-Nie- zaprzeczył już spokojnym tonem. Po jego poprzednich reakcjach nie pozostało ani śladu i znów wydawał się tym groźnym mężczyzną co kilka minut temu- tylko kilkoro ludzi. Marek, Kamil i…
-Mateusz- podpowiedział Kamil.
-Tak, tak, Mateusz- zaśmiał się patrząc na mnie i powiedział coś co wprawiło mnie w stan euforii- bardzo przypominasz swoją matkę, wiesz?
Łzy połaskotały mnie pod powiekami.
-Tak, zauważyłem, że do ciebie nie jestem podobny. I te oczy…
Śmialiśmy się ocierając łezki z kącików oczu. Opanowałem się po chwili i patrząc na twarze wszystkich w salonie zapytałem:
-Niedługo wracasz do Stanów, prawda?
Chyba zaskoczyłem go tym pytaniem. Czyżby spodziewał się, że będę oczekiwać od niego tego, aby został? Wprawdzie mogłem o to prosić, w końcu to mój tata i chcę go trochę poznać, ale wkraczam w dorosłość i teraz rodzic będzie mi mniej potrzebny niż byłby na przykład dwa lata temu. Mariusz patrzy na Kamila zaś on na mnie. Odwraca swoje ciemne spojrzenie od szatyna i patrzy na mnie.
-Tak.- Odpowiada- chciałbyś zamieszkać ze mną?
Nie udzielam odpowiedzi tylko w sekundę wyobrażam sobie jakby wyglądało moje życie z prawdziwym tatą. W stanach Zjednoczonych. Bez Gabriela, Kamila, Michała, Tymoteusza, Mateusza, Magdy… Beż tych okolic i mojej szkoły, do której postanowiłem wrócić. Wyobrażam sobie swoją przyszłość: studia, pracę, założenie rodziny. Ale z kim? Patrzę na Gabriela i nie wyobrażam sobie życia bez niego w pobliżu. Wizja przyszłości z nim jest bardziej zachęcająca niż ta gdzie będę miał być z tatą.
Patrzę w jego oczy.
I widzę w nich miłość.
Wiem, że jakąkolwiek decyzje podejmę on zaakceptuje to i zrozumie. Ale ja nie chce przyszłości nie uwzględniając jego w niej.
Spoglądam na Kamila.
Czuję, że po prostu nie mogę go zostawić. Sprawiłem mu wiele problemów, ale za każdym razem on mnie ratował. Czy to nie świadczy o tym, że mnie kocha i chce abym został u niego?
-Nie musisz odpowiadać mi teraz- odzywa się Mariusz- pomyśl o tym. Wyjeżdżam za miesiąc. Masz czas.
Ja przez te słowa rozumiem: Masz czas na pożegnanie się z bliskimi, bo twoje miejsce jest przy mnie. W końcu. Po osiemnastu latach możesz być z prawdziwą rodziną.

*

Czasami dopada mnie zły humor bez powodu. W takich chwilach na ogół zachowuje się jak dziewczyna- płacze.
Siedząc na barierkach najwyższego bloku w mieście, tego samego co kiedyś z Michałem, patrzyłem na panoramę miasta z zachwytem. Pogoda była doskonała. Świeciło słońce i wiał delikatny wiat, rozwiewając zbudzone kosmyki moich włosów. I chociaż kilkanaście miesięcy temu nigdy nie odważyłbym się usiąść przy krawędzi na barierce teraz to robię. Bez powodu. Taka zachcianka. Michał powiedział, że „to doskonałe miejsce do niemyślenia”. Mylił się. To doskonałe miejsce do myślenia o wszystkim. Nie tylko do przywoływania wspomnień, ale także do wyobrażania sobie swojej przyszłości. I chociaż nie powinienem przez poranione stopy, przyszedłem tu tylko po to, aby mój umysł się oczyścił, a stało się zupełnie inaczej. Panował w nim chaos, zmieszane uczucia i smutek tak wielki jak jeszcze nigdy. Wdychając spaliny miasta zastanawiałem się nad życiem, które teraz wiodę. Byłem szczęśliwy, naprawdę szczęśliwy przez te osoby, które tutaj poznałem. Nie chce stąd wyjeżdżać. Nie chce wyjeżdżać z miejsca, w których zacząłem żyć.
Od dłuższego czasu zastanawiało mnie to, dlaczego tylko jedno z moich oczu produkuje łzy. Czy to niebieskie jest chore? Wydaje się martwe. Zaś brązowe na odwrót. To tak jakbyś miał w sobie dwie osoby, przypomniałem sobie słowa Gabriela i teraz one nabrały sensu. Niebieskie oko nie płacze, bo jest martwe. Jak Roksana. Wiem, że mama miała tęczówki o niebieskim odcieniu, zaś Mariusz ma ciemnobrązowe. Jedna cząstka mnie nie żyje, a druga chce abym z nią wyjechał. A jeśli tego nie zrobię? Czy ona także umrze? Czy narażę ją na śmierć i rozstanie?
Niedawno poznałem swojego ojca, a on już ma odejść?
Co powinienem zrobić?
Zostać tu, z Kamilem i Gabrielem czy wyjechać z jedynym bliskim krewnym jaki mi pozostał?
Patrzę na inne budynki, korony drzew i park w oddali. To jest mój dom.
-Tak myślałem, że cie tu znajdę- słyszę za swoimi plecami doskonale znany mi głos, ale nie odwracam się- nie wiem skąd. Przeczucie- milczy przez chwile, aby znaleźć się obok mnie i zacząć wymachiwać nogami w powietrzu- co się stało, Oliver? Wszyscy cie szukają od kilku godzin.
Milcze, wgapiając się gdzieś w oddal. Płacze. Wciąż jednym okiem. Przenoszę wzrok na Michała i uśmiecham się blado.
-Przyszedłem nie myśleć, a jest zupełnie inaczej- powiedziałem patrząc w zielone tęczówki.
-Okłamałem cię- powiedział- wtedy, kiedy pokazałem ci to miejsce sam je odkryłem kilka godzin przed tym.
Ocieram powiekę.
-Widziałem, jaki jesteś zamyślony, dlatego to powiedziałem.
Zanoszę się płaczem wchodząc na odpowiednią część dachu i siadam na rozgrzanej nawierzchni. Płacze gorzko nie mogąc tego powstrzymać i kiedy czuje oplatające mnie ramiona przytulam się do Michała.
-Nie wiem co robić- mówię- nie wiem co robić…
Przyjaciel pachnie wanilią. Lubię ten zapach. Uszczęśliwia. Cieszę się, że to właśnie on tutaj jest i że go poznałem. Cieszę się, że ta głupia piłka spowodowała nasze spotkanie, bo gdyby nie ona nie znałbym tak cudownej osoby, jaką jest Michał. Mam nadzieje, że znajdzie swoje szczęście i odpowiednią osobę. Mam nadzieje, że powiedzie mu się z Tymkiem.
-Zrób to, co uważasz za odpowiednie, ale myśl głównie o sobie i o tym co dla ciebie najważniejsze.
Niewiele pomaga mówiąc te słowa.

*

Dosłownie leżałem w stercie ciuchów, nie wiedząc co powinienem spakować na wspólny wyjazd z Gabrielem i ile tego spakować, bo nie wiedziałem na jak długo jedziemy nad jezioro. Wokół mnie leżało mnóstwo bluzek, bluz i spodni. Kwestia bielizny nie była dla mnie jakoś szczególnie trudna i jedynie to co znajdowało się przede mną sprawiało mi problem. Nigdy nie jechałem nigdzie na wakacje i spakowanie się sprawiało mi ogromny trud. W prawdzie było kilka sytuacji, kiedy musiałem się uszykować na dłuższy pobyt poza domem, ale myślę, że szpitale i ośrodki leczenia psychiatrycznego nie powinny być brane pod uwagę. Tak więc siedziałem, zakopany w własnych ciuchach i czekałem na zbawienie, które nadeszło w postaci Michała. Chłopak został na podwieczorku, kiedy, po rozmowie na dachu, zaproponowałem mu naleśniki. Najwidoczniej poprzednie mu zasmakowały.
Wszedł pewnym krokiem do mojej sypialni i rozejrzał się. Na dłuższą chwilę zawiesił oko na błękitnym t-shercie, po czym, jakby chcąc wyrwać się z zadumy, potrząsnął głową. Westchnął, stawiając mnie do pionu i rozczochrał moje włosy.
-Jak z dzieckiem- wyszeptał bardziej do siebie. Postanowiłem zignorować te słowa w wielkim stylu i rzuciłem się na łóżko. Chłopak potrząsnął przygotowaną torbą podróżną, aby uszykować w niej miejsce- gdzie i na jak długo?
-Do domków nad jeziorem w lesie i nie wiem.
Obserwowałem przez kilkanaście minut jak, siedząc na podłodze, składa wszystkie ubrania i niektóre układa w torbie, zaś inne z powrotem do szafy. Był tak zaabsorbowany tym zajęciem, że nie dostrzegł jak przez chwile stanął za nim Kamil z niemym pytaniem wymalowanym na twarzy. Zbyłem go machnięciem dłoni, a on wskazał palcem zegarek i drzwi od swojego pokoju. Zrozumiałem, że mam niedługo do niego przyjść. Pokiwałem głową i patrzyłem jak znika za drzwiami.
Michał po następnych minutach postawił torbę pod nogami mojego łóżka i spojrzał na mnie z góry.
-Mam coś dla ciebie- powiedział z powagą.
-Co takiego, misiu?
Podszedł do drzwi i cicho je zamknął, po czym wrócił do mnie i usiadł po turecku na brzegu łóżka. Podniosłem się i usadowiłem tak samo jak on. Uśmiechnął się promiennie i wyciągnął coś z kieszeni spodenek. Zsunąłem swój wzrok na dół i zamarłem widząc buteleczkę żelu i opakowanie prezerwatyw.
-Oliver- zaczął- pamiętam co mi mówiłeś ostatnio i- zaakcentował tę literę widząc, że chce mu przerwać- to tak na wszelki wypadek, dobrze?
Nie wiedziałem co powiedzieć. Chciałem się śmiać, a jednocześnie coś ściskało mnie w żołądku. Ostatecznie pokiwałem twierdząco głowa, a on włożył przedmioty pod jedną z koszulek i pożegnał się, życząc udanego wyjazdu. Podszedłem do szafy i z wysuwanej szuflady wyciągnąłem dwa, niemal identyczne, przedmioty. One także znalazły się w torbie. Po namyśle postanowiłem iść do Kamila. Zapukałem do drzwi i poczekałem na pozwolenie, które szybko dostałem. Jak zawsze wypełniał jakieś papiery, więc postanowiłem przeczekać kilka minut i kiedy je odłożył i ściągnął okulary spojrzał na mnie wzdychając.
-Mateusz dzwonił i powiedział, że Gabriel wyjechał, więc powinien już tu być- potarł policzek i sięgnął do szuflady biurka.
Myślałem, że się zadławię, widząc kolejny żel i prezerwatywy, jednak stałem niewzruszony czekając na jego przemowę, krótką jak się okazało.
-Chociaż nie udzieliłem ci odpowiedzi na twoje pytanie to myślę, że ty ją już znasz i ci się to przyda- rzucił w moim kierunku lubrykant i kondomy, które jakimś cudem złapałem- Oliver?
-Tak?
-Do niczego się nie zmuszaj, ok?
Mówi to osoba, która przed chwilą dała mi przedmioty potrzebne do przyjemniejszego zbliżenia.
Skinąłem mu głową i po powrocie do swojego pokoju włożyłem prezent do torby, zapinając ją. Zabrałem ją na parter kładąc w salonie i poszedłem do kuchni, aby przygotować posiłek na podróż.
Kilkanaście minut później rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Podszedłem do nich i otworzyłem.
-Przepraszam, że tak długo, ale był jakiś wypadek i droga…
Pocałowałem go zachłannie, stęskniony za smakiem jego ust. Mruknął coś cicho i splótł palce naszych rąk ze sobą. Uśmiechnąłem się co wyczuł dzięki swoim ustom. Odsunęliśmy się od siebie i kręciło mi się w głowie. Co ten chłopak ze mną wyprawia?
-Zaraz wracam- szybko pobiegłem do pokoju, aby z nocnej szafki wyciągnąć małe pudełeczko i włożyć je do kieszeni. Poprawiłem koszulkę i rozczesałem splątane włosy. Chwile stałem w miejscu czując jak szybko bije moje serce. Westchnąłem wracając do bruneta, przy którym stał Kamil i coś do niego mówił- jestem- oznajmiłem.
-Jedziemy?- Zapytał Gabi. Pokiwałem głową i przytuliłem Kamila, po czym wyszedłem na dwór trzymając na ramieniu swoją torbę. Bałem się, że jeśli dam ją Gabrielowi to wyczuje co się w niej znajduje.

Słońce właśnie zachodziło, ale wciąż było ciepło i trochę duszno przez letnią atmosferę. Czekała nas długa, nocna podróż.

12 wrz 2015

W śnieżną noc - Rozdział 10

Wciąż nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Straciłem go. Nie wiem tego, ale tak mi się wydaje. Wyszedłem bez pożegnania. Czy nasza wczorajsza rozmowa mogła być uważana, jako kłótnia?
Przez całą niedziele zachowywałem się jak robot.  Wstałem, jadłem, myłem się, wyprowadzałem Szczypiora automatycznie. Robiłem to bez uczuć, bo moje myśli krążyły dookoła Krystiana. Nie Radka, nie Klaudii, nikogo. Krystian. Tylko on był cały dzień w mojej głowie. Cały pokój, podwórko, miasto mi się z nim kojarzyło. Chyba każda ławka, chodnik, sklep ma jakieś związane z nim wspomnienie.
Dokładnie o godzinie szesnastej nie wytrzymałem. Założyłem ciepły sweter i jeansy, kurtkę, buty, czapkę i szalik. Na dworze prószył delikatnie śnieg, ale chłodne powietrze powodowały okropne zimno na całym ciele. Wyszedłem z domu, chowając twarz w szaliku. Pod stopami skrzypiał mi śnieg, który skrzył się milionem kolorów, niczym diamenty. Zapragnąłem chwycić je i schować do kieszeni. Ale nie mogłem. Bo to tylko śnieg, który kłamie, co do swojej tożsamości. Nagą ręką naciągnąłem czapkę niżej na czoło i z powrotem schowałem ją między puchaty materiał kurtki. Z moich ust wydobywały się kłęby białego dymu, które zafascynowany obserwowałem jak znikają. Brałem głębsze oddechy tylko po to, aby wypuścić więcej dymu z ust. Bawiłem się nim, przypominając sobie jak to robiłem z Radkiem. Uśmiechnąłem się na jego wspomnienie.
Wszedłem do prawie pustej kawiarni ściągając czapkę. Podszedłem do lady i z sercem na ramieniu czekałem na Krystiana, jednak zamiast niego pojawił się jego wujek.
-o! Mikołaj!- Powiedział na mój widok.
-Dzień dobry. Czy jest Krystian?- Zapytałem bez ogródek.
Mężczyzna spojrzał na zegarek wiszący nad drzwiami wejściowymi.
-Nie.
Odwróciłem się i wyszedłem z kawiarni. Nie chciałem marnować czasu. Musiałem go zobaczyć. Gdy chłodne powietrze rozwiało mi włosy, przypomniałem sobie o założeniu czapki trzymanej w ręku. Szybko naciągnąłem ją na głowę, szczelnie zakrywając uszy i wcisnąłem dłonie w kieszenie. Wbiłem wzrok w ziemie i podążyłem w stronę domu Krisa. Odległość między jego domem, a kawiarnią wynosi sześć kilometrów i zazwyczaj po dwukrotnym pokonaniu tego dystansu nogi wchodzą mi w dupe. W zimę sytuacja jest o tyle gorsza, że trudniej się chodzi przez śnieg, bo jeśli się nie połamie nóg to odmarznie dupa i wszystkie nagie części ciała. Szedłem ścieżką na skróty, wytwarzając swój własny szlak. Śnieg tutaj miał wysokość około dziesięciu centymetrów. Stanąłem przed domem chłopaka i przez chwile zwątpiłem. Co mi da rozmowa z nim? Albo nic albo wiele.
Zapukałem do drzwi i znów serce podeszło mi do gardła, kiedy się otworzyły jednak przede mną stała jego mama w grubym swetrze.
-Nie ma go- powiedziała wiedząc, o co chce zapytać- przed chwilą wyszedł- ziewnęła- zadzwoń do niego.
-Nie mam telefonu- pozbyłem się niego tak samo jak wszystkich kont na portalach społecznościowych, aby odciąć się od wszystkich po śmierci Radka. Jak widać to był błąd, gdyż teraz przydałbym mi się telefon.
Bez pożegnania odszedłem i obejmując się ramionami ruszyłem w drogę powrotną do kawiarni, gdzie spodziewałem się spotkać tym razem Krystiana. Było już trochę ciemno, gdyż zbliżała się godzina dziewiętnasta. Nie pomyślałem, że o tej porze lokal już został zamknięty i bez sensu było tam iść. Nigdzie po drodze nie zauważyłem chłopaka, więc cały przemarznięty wróciłem pod jego dom. Wiedziałem, że jego mama ma dziś nocną zmianę i albo otworzy mi Kris albo nikt. Nie otworzył mi nikt.
Usiadłem na werandzie, obejmując ramionami kolana i czekałem. Zrobiło się już całkowicie ciemno i po około pół godzinie zaczął sypać śnieg. Był tak gesty, że zmuszony zostałem, aby wstać. Naciągnąłem na głowę ogromny kaptur i ruszyłem w drogę do miejsca, w którym dawno nie byłem.
Chciałem zobaczyć tę łąkę zimą.
Silny wiatr kilkakrotnie zerwał mi kaptur z głowy. Łzy zamarzały na moich policzkach, nie czułem palców, ale dalej szedłem. Stanąłem kilka metrów przed nią, kiedy widok zasłaniały jeszcze drzewa i podmuchałem ciepłym powietrzem na dłonie.
Okrążyłem drzewa i zatrzymałem się, patrząc na stojącą w śniegu postać. Krystian. Krzyknąłem jego imię, stojąc pod jednym z iglastych drzew. Odwrócił się i w mgnieniu oka zjawił się przy mnie. Był o wiele grubiej ubrany niż ja i nie wydawało mi się, aby było mu potwornie zimno. Mi latała szczeka z zimna i cały drżałem.
-Co tu robisz?- Zapytał, stojąc kilka kroków dalej.
-Szukałem ciebie- nie mówiłem mu ile przeszedłem kilometrów ani tego, po co go szukałem.
Nagle jakby coś sobie uświadomił i podszedł do mnie, lustrując moją twarz.
-Jesteś zmarzluchem, powinieneś ubrać się cieplej, a nie teraz szczekać zębami- powiedział oskarżycielsko, ale miałem wrażenie, że nie martwi. Chwycił moją twarz i potarł ją lekko. Materiał rękawiczek był szorstki, ale ogrzał moją skórę. Wyciągnąłem ręce z kieszeni i dotknąłem jego rąk- nie masz rękawiczek?- Chciał zdjąć swoje, ale mu przerwałem.
-To nieważne- powiedziałem, chcąc złapać zieleń jego oczu.
-Chodźmy do mnie- chwycił mnie za rękę i pociągnął, ale opieram mu się.
-Muszę ci coś powiedzieć- zaprzeczyłem. Odwrócił się, ujmując moje dwie ręce i zaczynając grzać je swoimi. Na szczęście miał suche rękawiczki, więc trochę mu się to udało.
-Powiesz mi to w domu, a nie na dworze w najbardziej śnieżną noc, jaką widzi polska od lat- przytuliłem się do niego. Bardzo tego potrzebowałem. Po chwili ruszyliśmy w stronę jego domu. Weszliśmy, a ja byłem jak w amoku. Czy mogłem spodziewać się rozmowy czy kolejnego seksu bez zobowiązań? Zdjąłem z siebie wszystkie niepotrzebne rzeczy, w kuchni zrobiłem herbatę i trzymając dłonie na gorącym kubku poszedłem do pokoju blondyna. Usiadłem po turecku na tapczanie, a Krystian naprzeciwko mnie. Siedział bardzo blisko, gdybym się postarał to byłbym w stanie czuć jego oddech. Wciąż się trząsłem, kiedy chwycił mnie za brodę i podniósł głowę w górę. Pocałował mnie krótko i odsunął się.
-Kocham Cię- to nie ja wypowiedziałem te słowa. Słowa, których nigdy do nikogo nie skierowałem zostały skierowane do mnie. Krystian zabiera mi kubek i odkłada go na szafkę stojąca w pobliżu łóżka, po czym bierze moje dłonie i całuje kłykcie- kocham cię- powtarza po skończeniu. Splata nasze palce ze sobą- nie wiesz jak bardzo zdenerwowałem się patrząc na to co wyprawiała Klaudia. A ty, mimo że wiedziałeś, co do ciebie czuje pozwalałeś jej na to- słyszę wyrzut w jego głosie.
-Nie wiedziałem- spojrzał na mnie zdziwiony. Otworzył usta, jednak po chwili je zamknął. I znów otworzył
-Pamiętasz nasz pierwszy raz?- Potwierdzam niepewnie. Lampka stojąca na szafce nocnej daje słabe światło i prawie go nie widzę- powiedziałeś, że mnie lubisz, a ja tobie, że ja ciebie też- mówi cicho, jego głos mnie usypia- już wtedy się w tobie zakochałem. Myślałem, że wiesz.
Przysuwam się do niego i przykładam policzek do piersi przytulając się.
-Kocham cię- szepczę- w śnieżną noc - dodaje z uśmiechem na twarzy. Odsuwam się, aby w następnej chwili go pocałować.
Po kilku minutach pieszczot pcha mnie i zawisa nade mną.
-Chcę się z tobą kochać- jestem mu wdzięczny, że nie używa słów "seks", "pieprzenie" czy innych tego typu, tylko "kochać się". Samo w sobie brzmi dobrze i jest przepełnione uczuciem. Kiwam głową, chociaż wiem, że nie potrzebuje pozwolenia. Schyla się w kierunku szafki, ale powstrzymuje go łapiąc w połowie jego dłoń.
-Bez- podpowiadam mając na myśli zabezpieczenie. Sięgam jedynie po lubrykant.
Na początku jak zawsze się całujemy, rozpalając nasze ciała i obdarowując się drobnymi, przyjemnymi gestami i kiedy pozbywamy się ciuchów każe mu się położyć. Z niedowierzaniem robi to o co go proszę. Dobrze wie jak bardzo nie lubię być na górze wciąż będąc "na dole". Kiedy chce zacząć powstrzymuje mnie. Znów leżę pod nim i patrzę na jego twarz.
-Mikołaj- ciągle powtarza moje imię przygotowując mnie. Jęczę pod nim i wije się. Jak zawsze uczucie wypełnienia nie można porównać do niczego innego, ale tym razem wszystko jest inaczej, bo robione z miłością.

-Będę tu, kiedy się obudzisz- mówię, widząc, że zasypia. Sam jestem senny, ale zawsze czekam aż to on pierwszy odpłynie. Kiedy to się dzieje, nie przejmując się nagością, po wydostaniu się z łóżka, podchodzę do okna. Odsłaniam roletę i patrzę na ogromny księżyc.
Widzisz Radku?
Radzę sobie bez ciebie.

Żyje.

9 wrz 2015

W śnieżną noc - Rozdział 9

Jesień ustąpiła miejsca zimie. Śnieg sypał niemal codziennie i ta zima należała do bardzo srogich. Właściwie nic się nie zmieniło. Szkoła, dom i Krystian. Ten schemat wszedł w moje życie i nic nie wskazywało na to, aby cokolwiek miało się zmienić. Z Krystianem wciąż widuję się codziennie i nasza znajomość opiera się na seksie bez zobowiązań. Ale czy tak można to nazwać, kiedy ja go kocham? Już jakiś czas temu to sobie uświadomiłem, ale brakuje mi odwagi, aby szepnąć o tym chociaż słówko. Nie sądzę, aby chłopak czuł jakiekolwiek, zbliżone do mojego, uczucie. W łóżku niezmiennie jest... Jest sobą. Taki, jak za pierwszym razem. Często nawet poza nim obdarowuje mnie gestami, które normalnie zarezerwowane są dla par, ale my nie jesteśmy parą. To tylko seks. Pozostaje bez zobowiązań. Łamie mi to serce równie mocno jak do niedawna myśl o śmierci Radka. To właśnie dzięki blondynowi pogodziłem się ze stratą przyjaciela. Nadal za nim bardzo tęsknię i zdarza mi się płakać, ale zrozumiałem, że muszę przyjąć jego śmierć do wiadomości. Radka nie ma. Łzy mi go nie przywrócą.
Jest piątkowe popołudnie, a ja wraz z Krisem wracam do domu. Zima jest na tym etapie, że o godzinie piętnastej na dworze jest już szaro. Stojąc przed bramą, proponuje chłopakowi obiad, co przyjmuje z wdzięcznością. Dobrze wiem jak uwielbia kuchnie pani Marysi. Sam ją uwielbiam i przytyłem przez nią kilka kilo, czego i tak nie widać.
Wchodząc na teren domu zastanawiają mnie dość świeże ślady kół auta przed garażem. A właściwie dwóch aut. Czyżby rodzice byli w domu?
Krystian pomaga mi w otworzeniu drzwi. Zdejmujemy buty, kurtki i szaliki i idziemy do salonu.
-MIKOŁAJ!- Sześćdziesięciu kilogramowy ciężar uwiesza mi się na szyi. całując nagle, a ja zdezorientowany patrzę na właścicielkę piszczącego głosu, nie wierząc własnym oczom.
-KLAUDIA!- Obejmuje dziewczynę z całych sił. starając się jej nie zranić. Kręcimy się w kółko i lekko gibiemy. Dziewczyna skacze, piszcząc uradowana, a ja z szerokim uśmiechem przyjmuje kolejnego przytulasa- co ty tu robisz?- Pytam, kiedy w końcu odsuwamy się od siebie nadal obejmując.
-Pomyślałam, że zrobię ci niespodziankę i przyjadę! I jestem- śmieje się, poprawiając czarną grzywkę. 
-Widzę i nie mogę uwierzyć!
Patrzę na jej całą sylwetkę, upewniając się co do jej tożsamości. Klaudia to niższa ode mnie czarnowłosa dziewczyna o bladej skórze i piwnych oczach. Podobnie jak Radek jest przyjaciółką od dziecka, jednak kilka lat się nie widzieliśmy, gdyż wyjechała na inny kontynent i po jakimś czasie kontakt się urwał.
Ktoś odchrząkuje za jej plecami. Wychylam się, patrząc na mamę w towarzystwie rodziców dziewczyny.
-Dzień dobry!- Witam się i nie czekając na odpowiedź dodaje- porywam ją- wskazuje na roześmianą nastolatkę.
-Dobrze- mówi mama- chciałabym tylko zauważyć, że ktoś ci zniknął.
Odwracam się. Faktycznie. Krystian gdzieś zniknął
-Pewnie wyszedł- machnąłem ręką, nie przejmując się tym.
Chwyciłem Klaudie za rękę i wyszliśmy na dwór.
Spacerowaliśmy godzinę po ośnieżonych terenach miasta, opowiadając sobie co wydarzyło się w okresie ostatnich kilku miesięcy. Dziewczyna nic się nie zmieniła. Nadal jest uczuciowa i wygadana tak jak ją zapamiętałem. Wkroczyliśmy na trudny temat Radka, jednak zauważyła jak to na mnie działa, więc odpuściła.
Zmarzliśmy, więc postanowiłem zabrać ją do ulubionej kawiarni.

-Co cię łączy z tym chłopakiem, którego widziałam po twoim powrocie?- Zapytała, pijąc kakao. Siedzieliśmy już  w kawiarni. Ona odwrócona w stronę lady, a ja w drugą. Za jej plecami siedział chłopak, który do niedawna przypominał mi Radka. Dopiero teraz zauważyłem znaczące różnice. Jego włosy są ciemniejsze niż te należące do mojego przyjaciela, skóra jaśniejsza, a oczy nie są szare tylko bladoniebieskie.
Przestałem mu się przyglądać, wracając myślami do przyjaciółki.
-Co? Nic mnie z nim nie łączy- odparłem- znajomy ze szkoły- wzruszyłem niby obojętnie ramionami.
Dziewczyna nachyliła się w moją stronę, przykrywając swoją dłonią moją leżącą na stoliku i zaczęła szeptem mówić.
-Widziałam jak na ciebie patrzył w domu. I widziałam też moment, kiedy wychodził. Nie chcesz wiedzieć jak się na mnie spojrzał- mówiła coraz ciszej- zauważyłam sposób, w jaki na niego patrzyłeś, kiedy podał nasze zamówienie oraz każde spojrzenie, które ci posłał w ciągu dziesięciu minut, kiedy tu siedzimy- wzięła wdech kontynuując- było ich łącznie dwadzieścia siedem. I teraz- spojrzała gdzieś ponad moją głową szybko wracając spojrzeniem do mnie- patrzy na nasze ręce z chęcią mordu w oczach.
Wyprostowała się przerywając kontakt fizyczny, a ja nadal siedziałem w tej samej pozycji zszokowany. Nic nie trzymało się kupy.
-Obiecasz, że nikomu nie powiesz?- Zapytałem, chociaż znam odpowiedz. Ufam jej bezgranicznie i wiem, że potrafi dochować tajemnicy. Odpowiedziała mi skinieniem głowy- chodzimy ze sobą do łóżka- szepnąłem.
-Kochasz go- rzuciła mimochodem, a ja potwierdziłem- ale on tego nie wie- dodała po namyśle- i boisz się, że jeśli mu to wyznasz to go stracisz, ale nie zauważasz tego że on ciebie też kocha- skończyła mówić.
-Nie kocha- powiedziałem to stanowczo za głośno. Rozglądnąłem się, sprawdzając czy nikt nie usłyszał.
-W Ameryce mieszka bardzo dużo gejów, wiesz?- Wzięła łyk kakała- przyjaźnie się z kilkoma. A miłość wyczuje na kilometr i- przerwała na chwile, budując dziwny nastrój- uwierz mi. On- wskazała w stronę lady gdzie stoi Krystian- definitywnie cię kocha.
Pokręciłem głową.
-Dla niego to tylko seks- możliwe, że słuchać było mój żal w głosie. Nie przejąłem się tym.
-Oh, Mikołaj, Mikołaj- zacmokała, kręcąc głową- ty to nigdy się nie zmienisz- dodała głośniej, zaczynając czochrać mi włosy- zawsze byłeś słodki i głupiutki jak dziecko i ci to chyba zostało, czyż nie?
Strzepnąłem jej rękę zauważając, że blondyn patrzy zza lady.
-Co ty wyprawiasz?- Syknąłem.
-Zazdrość- odrzekła z dumą w głosie- niech stanie się o ciebie zazdrosny- odchrząknęła- w sumie to już jest. Ludziom zazdrosnym odplątuje się język, wiedziałeś?
-Zwar...
-Mikołaj?- Słyszę i patrzę w górę. Stoi nade mną Krystian z nieodgadnionym wyrazem twarzy- możemy porozmawiać?- Pyta, a ja bez słowa wstaje i idę za nim na zaplecze.
Zostaje pchnięty i boleśnie uderzam plecami o ścianę. Uderzenie głową zostało zamortyzowane dzięki ręce należącej do blondyna, który przywiera do mnie ustami i całuje mocno. Nie zdążyłem jakkolwiek zareagować, kiedy odsunął się ode mnie. Nie potrafiłem się odezwać widząc smutek w jego oczach. Spanikowany dotykam jego twarzy
-Co się stało?- Pytam porządnie zaniepokojony. Badam dłońmi każdy centymetr jego skóry, bojąc się, że znajdę tam jakąś ranę lub cokolwiek innego co by mogło wywołać jego smutek.
-Ty- odpowiada.
Nie rozumiem.
-Co?
-Ty się stałeś- opuszcza ramiona i głowę zasłaniając oczy blond włosami.
-Krystian- chwytam go za łokieć, kiedy chce się odwrócić- Krystian- powtarzam nie doczekując się żadnej odpowiedzi. Chłopak zatrzymuje się- popatrz na mnie- spełnia moja prośbę, a ja pod wpływem jego spojrzenia nie jestem w stanie powiedzieć tego co bardzo pragnę mu wyjawić od dawna. Patrzę tylko w jego zielone oczy z myślą, że to ostatnia taka szansa, ale nie mogę wydusić z siebie ani jednego słowa.
-Przepraszam za wszystko co z mojej winy cię zasmuciło- mówię w końcu, szybko uciekając do Klaudii.
-Kiedy wracasz?- Pytam nawet nie siadając. Jestem trochę roztrzęsiony.
Dziewczyna spogląda na tarcze zegarka znajdującego się na jej nadgarstku.
-Za godzinę- odpowiada, kończąc kakao.

-Więc chodźmy do domu- nie czekając na jej reakcje, ściągam z krzesła kurtkę i idę w stronę drzwi.

6 wrz 2015

Czyny przemawiają głośniej niż słowa - Rozdział 22

-Nawet nie próbuj krzyczeć- niemal wysyczał przybysz. 
Widok pistoletu skierowanego wprost na moją twarz nie spowodował, że zacząłem się bać, tylko że trochę byłem zaskoczony. Myślałem, że wszystko co złe było za mną, ale najwyraźniej się myliłem. Ale przecież Adam nie żyje! Sam go zabiłem! Więc kim, do cholery, jest mężczyzna stojący przede mną? Podniosłem wzrok z broni na jego twarz, ale to nic nie pomogło, bo go nie rozpoznawałem. Starałem się myśleć racjonalnie. W ciągu kilku sekund odrzuciłem wersje, że to jest jakiś durny żart albo pomyłka. 
Mężczyzna podszedł bliżej szarpiąc mnie za kołnierz bluzki i wyciągając siłą z domu. Chwyciwszy klamkę zamknąłem drzwi i po chwili wyszliśmy za ogrodzenie. Zostałem pchnięty do środka stojącego w pobliżu auta i wylądowałem na tylnym siedzeniu uderzając głową w coś twardego. Zatrzasnęły się za mną drzwi, a na siedzeniu obok pojawił się kolejny obcy człowiek, który zlustrował całą moją osobę. Uśmiechnął się krzywo. Auto ruszyło szarpiąc mocno, przez co z jękiem uderzyłem w siedzenie przede mną. Cofnąłem się i siadając prosto zapiąłem pas.
Kierowca zaśmiał się patrząc na mnie w tylnym lusterku.
-Nie boisz się?- Zapytał. Zmrużyłem oczy.
-Nie wiem, czego powinienem się bać.
Osoba siedząca obok mnie zaśmiała się głośno. Poczułem pięść na policzku zaś drugim uderzyłem o szybę auta.
-Zostaw. Szef chce go przytomnego- beznamiętny ton, którym się posłużył wypowiadając te słowa wprowadził mnie w histerie. Czyli jest jakiś szef? Milusio, naprawdę.
Samochód kilkakrotnie szarpnął, przez co uderzałem albo w szybę albo w siedzenie. Zacząłem podejrzewać, że pasy są zepsute, gdyż w ogóle nie blokowały wyczuwając szaleństw nieumiejętnego kierowcy.
-Człowieku, czy ty masz prawo jazdy?!- Wydarłem się co spotkało się w ponownym atakiem ze strony siedzącego obok bandziora. Tym razem uderzenie było silniejsze, przez co trochę mnie zemdliło. 
-Zobacz tylko, jaki śmieszek z niego- wycharczał przez zęby.
Zatrzymaliśmy się, a pojazd otaczała zupełna ciemność, ale co się dziwić skoro była późna godzina? Zostałem wypchnięty z samochodu, przez co zaryłem twarzą w żwir. Podniosłem się i rozejrzałem. Niemal niedostrzegalny był dla mnie podejrzany budynek. Zorientowałem się, że znajdujemy się w lesie. Szybko ruszyłem w ciemność, ale próba ucieczki nie udała się, gdyż coś twardego uderzyło mnie w tył głowy, przez co straciłem przytomność.

-Oliver, obudź się- usłyszałem. Osoba, która spowodowała moje ocknięcie się, szeptała. Leżałem na czymś zimnym i twardym w pozycji embrionowej. Przekręciłem się na plecy i czując ból głowy, gwałtownie otworzyłem oczy podnosząc się do siadu. 
Pomieszczenie, w którym się znajdowałem rozświetlone było białym światłem lamp, które najczęściej można było spotkać w szpitalach. Zmrużyłem oczy niezadowolony tym widokiem i rozejrzałem się.
-Gabi?- Wstałem i podbiegłem do chłopaka. 
Nie zastanawiałem się nad tym co on tu robi ani co ja tu robię. Liczyło się tylko to, że jesteśmy tu razem, zaś chłopak przywiązany był do rur ciągnących się od sufitu aż do ziemi. Pośpiesznie okrążyłem go i zacząłem rozwiązywać supły grubego sznura. Zauważyłem, że Gabriel ubrudzony był krwią oraz ziemią, a ja głównie ziemią i odziany byłem wciąż w pidżamę, jednak kapcie nie znajdowały się już na moich stopach, przez co czułem okropny chłód brudnej podłogi. Starałem się nie nadeptywać na drobne odłamki szkła- najprawdopodobniej pozostałości po małym okienku znajdującym się u góry na jednej ze ścian. 
-Co tu się dzieje?- Wyszeptałem. Nie wiedziałem czy ktoś nie stoi pod drzwiami znajdującymi się niemal naprzeciwko nas, więc wolałem zachować ostrożność. Miałem problem w rozwiązaniem sznurków na nadgarstkach chłopaka. Czułem ciepło jego ciała, które uspokajało mnie.
-Nie wiem- odszepnął. 
Usłyszeliśmy głośne kroki i drzwi otworzyły się, a w nich pojawiło się dwóch obcych facetów. Jeden z nich podszedł do mnie i odciągnął od Gabriela mocno szarpiąc za włosy, a drugi poprawił supły na rękach nastolatkach. Jęknąłem czując okropny ból głowy, a następnie uderzenie w brzuch. Upadłem na plecy i znowu poraziło mnie jaskrawe światło lamp.
-Ty idziesz z nami- obcy podniósł mnie do pionu i przyłożył broń do piersi- spróbuj jakiś sztuczek i możesz pożegnać się ze swoim chłopaczkiem.
-Puść go!- Spojrzałem na krzyczącego Gabriela i posłałem mu słaby uśmiech, którego nie odwzajemnił. Patrzył na mnie ze strachem w oczach. Odwróciłem od niego wzrok i zmuszony mocnym szarpnięciem podążyłem w drogę z gangsterem. Rozglądałem się chcąc zapamiętać drogę do bruneta w razie gdyby udało mi się uciec, a takiej możliwości nie wykluczałem. Może tym razem dopisze mi szczęście i nie zostanę czyjąś żywą zabawką? Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Nie miałem pojęcia, kim jest „szef” i czego ode mnie chce, a podejrzewałem, że to właśnie do niego szliśmy. 
Długi korytarz ciągnął się w nieskończoność, tynk odpadał ze ścian, które ozdobione były kolorowymi graffiti, napisami, których nie mogłem się doczytać i zrozumieć. Budynek był opuszczony i wielki. Nieliczne schody rozpadały się na moich oczach. Gruz spadał na niższe piętra, a im wyżej szedłem tym było gorzej. Opierałem się ścian obawiając tego, że mogę spaść jednak nic takiego się nie stało. Znaleźliśmy się na ostatnim piętrze, jak podejrzewałem nie zauważając kolejnych schodów prowadzących wyżej. 
-Wejść!- Rozbrzmiał obcy głos, kiedy jeden z mężczyzn głośno zapukał do zniszczonych drzwi. Weszliśmy do środka. Ujrzałem kilka osobliwości, które nie wyglądały ani trochę przyjaźnie. O dziwo pomieszczenie było bardziej zadbane niż reszta budynku, a ściany w nim były w jak najlepszym stanie oraz znajdowały się w tym pokoju meble. Wszystkie osoby wpatrzone były w moją twarz. Nie rozumiałem o co chodzi. Jeden z mężczyzn- potężny blondyn odziany w garnitur, nakazał wszystkim wyjść co wykonali bez słowa sprzeciwu. Czyli to on tu rządzi? Drzwi za moimi plecami zamknęły się z głośnym trzaskiem co wywołało ciarki na całym moim ciele.
-Oliver, tak?- Głos jasnowłosego był zachrypnięty. Spojrzałem w jego oczy, ale wykonując ten czyn uderzył mnie otwartą dłonią w twarz- pozwoliłem ci się na mnie patrzeć?- Wysyczał.
-Nie- odpowiedziałem wgapiając się w podłogę- czego pan ode mnie chce?- Zapytałem- nie rozumiem o co chodzi.
-Oh, nie rozumiesz- powtórzył idąc w stronę biurka i siadając za nim- mam ci wytłumaczyć, tak?
Pokiwałem głową, czemu towarzyszył okropny śmiech mężczyzny.
-Dlaczego by nie?- Fuknął kładąc nogi na drewnie- Adam, mój drogi, pracował dla mnie- zaśmiał się z kpiną- twój oszukany ojczulek zginął nim dostarczył moją przesyłkę.
-Mnie?- Zapytałem.
Podniósł się gwałtownie i podszedł chwytając moją twarz w dłoń. Mocno ścisnął moją szczękę powodując okropny ból. Zamknąłem oczy, sycząc z bólu.
-Między innymi- powiedział- narkotyki to prawdziwa waluta tego świata. Marihuana była przesyłką. Mnóstwo prochu- czułem jego cuchnący oddech- a twój ojczulek gdzieś ją zapodział tuż przed śmiercią- puścił mnie i odszedł do wielkiej dziury w ścianie, która służyła za okno. 
-Wciąż nie rozumiem, po co mnie pan porwał- mruknąłem wgapiając się w bose stopy.
-Bo ty wiesz gdzie są schowane narkotyki.
Spojrzałem na jego plecy. Dobrze, że nie widział mojej zdziwionej miny.
-Nie wiem.
Odwrócił się i zza pasa wyciągnął broń. Podszedł trochę bliżej i uśmiechnął się. 
-Łżesz- zaprzeczyłem- łżesz!- Załadował broń, czemu towarzyszył krótki dźwięk. Podszedł jeszcze bliżej celując w moje czoło.
Spojrzałem na jego twarz, w ciemne oczy i uśmiechnąłem się tak szeroko jak jeszcze nigdy. 
-Twój ojciec nie kłamał- powiedział- twoje oczy naprawdę są zdumiewające.
-Adam nie był moim ojcem!- Krzyknąłem podchodząc do niego. Pistolet dotykał mojej skóry. Był zimny.
-Nie mam na myśli Adama- prycha- Twój ojciec tu jest.
Moje oczy otworzyły się szerzej, a uśmiech zniknął z twarzy. Zamrugałem kilkakrotnie niedowierzając. Słowa, które wypowiedział zostały natychmiast zrozumiane. Mariusz tu był…
-Kłamie pan.
Mężczyzna zaśmiał się opuszczając ramie. 
-Skądże. Tylko przez niego nie mogłem doprowadzić do naszego szybszego spotkania- rozmasował sobie kark, wciąż obserwując moją osobę. Stałem prosto niczym deska i świdrowałem go chcąc potwierdzić to, że kłamie- odkąd pojawił się w kraju nie pozwalał zbliżyć się do cieb…
Wszystko dookoła zaszło mgłą ledwie chwile po tym, kiedy przez okno wpadło coś małego, wyglądałem przypominającego bombę. Nie wiedziałem co się dzieje, ale wykorzystując moment dezorientacji blondyna zaatakowałem go uderzając pięścią w twarz. Nie wiem jaki to przyniosło skutek, gdyż odwróciłem się i po otworzeniu drzwi wybiegłem na korytarz. Chciałem się odwrócić i biec w stronę skąd wcześniej przyszedłem, ale na końcu wąskiego korytarza stali mężczyźni z bronią wycelowaną wprost na mnie.
-Padnij!- Rozpoznałem ten głos. Należał on do ojca Gabriela. Cofnąłem się do wcześniejszego pomieszczenia w idealnym momencie. Rozpoczęła się strzelanina.
Ktoś chwycił mnie za ramie i wypchnął przez okno, ale nie uderzyłem o ziemie tylko odbiłem o siatkę umieszczoną między pierwszym, a drugim piętrem budynku. Spojrzałem w bok na blondyna, który wypchał mnie z materiału wprost na korytarz. Chciałem uciec, ale chwycił mnie za nadgarstek i szybkim krokiem prowadził przed zadymione gruzowisko. Odłamki szkła i ziemi raniły moje stopy sprawiając ból, ale nie mogłem się zatrzymać. Z tyłu rozległy się nawoływania i domyśliłem się, że głosy nie należą do pracowników blondyna gdyż zaczął biec ciągnąć mnie za sobą. 
Nie wiem jak, ale udało mi się wyrwać i nim cokolwiek zdążył zrobić pobiegłem w lewo, gdzie znajdował się pokój, w którym był Gabriel. Otworzyłem odpowiednie drzwi.
Ale go tam nie było. 
Kolejne szarpnięcie za ramie, mój krzyk, dźwięk strzelania z broni i ból w stopach. 
Obcy dotyk zniknął, a ja przerażony schowałem się za kupką gruzu podkulając nogi pod brodę. Chciałem przeczekać ten koszmar aż ucichnie i po dłuższej chwili tak się stało. Podniosłem głowę i dostrzegłem znajomą osobę, która się schyliła i wzięła mnie na ręce, a ja nie protestowałem. Byłem zbyt roztrzęsiony, aby się wyrywać.

Nawet się nie zastanawiam nad tym co Tomek tutaj robi.
Znowu dzieje się coś co wytrąca mnie z równowagi.
Znajdujemy się w samym środku tego gówna. Jeden, z miliona innych strzałów słyszę doskonale. Ten, który trafia w ramie Tomasz powodując upuszczenie mnie i jęk bólu z jego strony. Odwraca się i celuje. 
I strzela. A ja patrzę na to wszystko z dołu i nie mogę oddychać.
Dostrzegam Gabriela.
Ale co to? 
Broń?
W jego dłoni?
Ktoś mnie szarpie, przez co wstaje i odwracam się do tyłu. Znów widzę pistolet wycelowany wprost w moją twarz, czuje jego chłód, słyszę jak blondyn ładuje nabój, po czym krzyczy:
-Rzucić broń inaczej młody zginie!
Cisza.
Za nim widzę pył powstały przez walące się ściany i schody. Doskonale słychać dyszenie kilkunastu osób za moimi plecami. Sam dysze, próbując wziąć głębszy wdech i ogarnąć sytuację, ale nie jestem w stanie. 
Patrzę w ciemne oczy.
-Nie boisz się- mruknął- dlaczego się nie boisz?!- Krzyczy.
-Ponieważ umarłem już dwa razy- odpowiadam.
Robię najgłupszą i za razem najodważniejszą rzecz w całym moim życiu. Szybko sięgam ręką do spluwy i odciągam ją od swojej skóry, po czym kopie mężczyznę w krocze najmocniej jak tylko umiem. Jęczy, kuląc się na chwile. Teraz to ja przyciskam broń do jego czoła, a on patrzy na mnie z dołu. Czuję tę kontrolne nad życiem i śmiercią i kocham to uczucie. Pokochałem je już poprzednim razem. Schylam się i szepcze kilka słów do ucha bandziora, po czym prostuje się i odrzucam broń jak najdalej mogę. To głupie gdyż mogła wystrzelić, ale nic takiego się nie dzieje. 
Obca osoba skuła blondyna kajdankami i odciągnęła ode mnie, a ja stałem i patrzyłem na to wszystko szeroko otwartymi oczami. 
Odwracam się i patrzę na twarz Kamila, Mateusza, Marka i kilkoro innych. Niektórzy patrzą na mnie z niemałym szokiem na twarzy, a inni pilnują skutych bandziorów i wyprowadzają ich. Dostrzegam Gabriela stojącego pomiędzy Markiem i Kamilem. Podchodzę do niego i uwieszam się na nim.
-Już wszystko dobrze- mówi, składając pocałunek na moim obojczyku.
-Nic nie rozumiem- odpowiadam.
Chłopak bierze mnie na ręce, a ja chowam twarz w zagłębieniu jego szyi.
-Spokojnie. Wszystko Ci wyjaśnię, ale najpierw ktoś musi opatrzeć twoje rany- wychodzimy na świeże powietrze. Dostrzegam kilka radiowozów i dwa większe auta oraz dwie karetki. Funkcjonariusze policji są dosłownie wszędzie, a niebieskoczerwone światła rażą mnie po oczach i tak podrażnionych od kurzu- byłeś bardzo odważny. Kocham cię. 
Uśmiecham się. Wszystko dobrze, żyjemy. Ale wciąż nie rozumiem za dużo. 
Obserwujemy jak z rozwalającego się budynku wyciągani są skuci ludzie. Kilka osób wynoszono na noszach, poznaje niektóre twarze wiedząc, że osoby te pracują dla Mateusza. Funkcjonariusze pogotowia opatrują niektórych ludzi, innych zabierają do karetki, zaś do nas podszedł jeden z prośbą o zajęcie miejsca w pojeździe ratunkowym. Gabi bierze mnie na ręce i wsiada do karetki cały czas mnie trzymając. Naprzeciwko nas siedzi Marek opierając się głową o miękką karoserie. Patrzy na nas spod lekko przymrużonych powiek i mówi:
-Absurdalność sytuacji. Wyszkolone osoby nie są w stanie przez kilka lat przyskrzynić kryminalisty, a jedno jego spotkanie z nastolatkiem powala go na kolana i wsadza do paki- śmieje się. Jego twarz zdobią liczne zadrapania, ciemny kombinezon jest podziurawiony i brudny.
Gabriel posyła mu rozbawione spojrzenie, po czym szybko swoją uwagę poświęca mi.
-Widzisz, skarbie?- Mówi- znowu jesteś bohaterem.
Kładę głowę na jego ramieniu i walczę ze zmęczeniem. Karetka rusza szybko, jednak nie na sygnale. Jak widać rany odniesione przez osoby siedzące w niej nie są aż tak poważne, aby zagrażały życiu. Ratownicy prowadzą rozmowę przez krótkofalówkę o tym, co powinno zostać przygotowane na przyjazd karetki, a jeden z nich opatruje przedramię Marka. 
Na dalszy czas podróży przysypiam, ufnie tuląc się do swojego chłopaka, a kiedy drzwi pojazdu otwierają się i lekarz prosi o to abym został umieszczony na wózku, odmawia, oferując przeniesienie mnie. Ratownik patrzy na nas krzywo omiatając wzrokiem moje stopy i ręce oraz poranioną twarz i szyje Gabriela, po czym wskazuje sale, pod którą mamy pójść. 
-Ty tutaj zostaniesz, zaraz lekarz po ciebie przyjdzie- mówi pielęgniarka do bruneta, który sadza mnie na wózku i pozwala zabrać w nieznanym kierunku.
Dostałem znieczulenie i nakazano mi się położyć na twardym łóżku lekarskim. Słyszę brzdęk odłamków szkła. Naprawdę miałem je pod skórą? Najwyraźniej nic nie czułem. Odrobine szczypie przy odkażaniu. Czuje chłód podczas smarowania kremem i nieprzyjemne ściskanie bandażu.
-Nie powinieneś chodzić przez kilka dni- mówi kobieta o iście czerwonych, krótkich włosach.Kiwam głową.
Obmywa mi twarz i przykleja mały plaster powyżej brwi. Panuję między nami całkowita cisza, którą przerywam.
-Mogłaby pani powiedzieć, która jest godzina?- Pytam rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś naściennego zegarka.
-Niedawno wybiła szósta rano.
Znów skinienie głowy z mojej strony. Kiedy, po kilkunastu minutach, wszystkie zabiegi na mnie się kończą znowu siadam na wózku i zostaje wywieziony przed sale. Na korytarzu dostrzegam Kamila i Mateusza. Ten pierwszy śpi, z głową na ramieniu drugiego. Wykorzystuje tę chwile, w której mnie nie dostrzegają na obserwacje ich. Zaskakują mnie splecione palce u rąk i to dziwne, rozczulające spojrzenie, którym obdarza Mateusz Kamila. Odchrząkuje zwracając na siebie jego uwagę i przy okazji budząc Kamila. Zaciskam wargi i uśmiecham się.
Kamil wstaje i podchodzi do mnie kucając przy wózku.
-Siemka- mówi jakby nigdy nic- jak się czujesz?
-Dobrze- odpowiadam- gdzie Gabriel?
Wskazuje na sale obok. Następne kilkanaście minut siedzimy czekając na chłopaka.
-Tak wł…
-Wszystko wyjaśnię ci po powrocie do domu- przerywa mi szatyn. 
Patrzę na jego zmęczoną twarz, przekrwione oczy. Mężczyzna jakimś cudem wyszedł z całej sytuacji bez szwanku, tak samo jak siedzący obok niego Mati. Wzdycham, patrząc na brudne ręce. Całe szczęście, że nie musiałem zostać w szpitalu na dłużej. Teraz najważniejsze było dla mnie dowiedzenie się co się stało zaledwie trzy godziny temu. 
Słyszę trzask zamka i patrzę w tamtym kierunku. Gabriela twarz zdobi kilka niegroźnych zadrapań, a jeden z nadgarstków jest w bandażu. Czuję ulgę widząc go przed sobą. Podchodzi do nas i siada naprzeciwko mnie na jednym z plastikowych krzeseł.
-Ale gówno…
-Wyrażaj się- upomina go ojciec- wracamy do domu- wstaje ciągnąc za sobą Kamila, ale Gabriel nie podniósł się.
-Nie mam sił.
-Tak, tak- mruknął Kamil- jeśli naprawdę chcesz się tym zając w przyszłości to się przyzwyczaj.
Dopiero teraz dotarło do mnie to jak bardzo ryzykowna jest praca Kamila, a kiedy pomyślałem o tym, że Gabriel chce dołączyć do tajnych służb- przeraziłem się.

Czternaście godzin później, kiedy znieczulenie całkowicie minęło ukazując prawdziwą potęgę bólu, kiedy zdążyłem się porządnie umyć i wyspać i siedziałem w salonie, zadzwonił dzwonek do drzwi. Z racji tego, że nie mogłem chodzić to Kamil je otworzył wpuszczając do środka Tomka. Mężczyzna miał usztywnione ramie i kawałek materiału przewieszony przez szyje podtrzymywał jego rękę. Przywitał się z Kamilem, a następnie z Mateuszem, Gabrielem i dwójką innych chłopaków, którzy byli z szatynem w kuchni. Oczywiście Gabi nie pominął poinformować ich o zdarzeniach mających miejsce poprzedniej nocy, oczywiście ominął główną przyczynę tego zajścia, która wciąż była mi nieznana i właśnie dlatego Michał wraz z Tymkiem pojawili się w domu, kiedy jeszcze spałem.
Tomek wraz z Kamilem podeszli do mnie, ale oprócz ich czułem na sobie spojrzenia wszystkich zgromadzonych osób. 
-Oliverze- zaczął Kamil, patrząc na mnie- przedstawiam ci Mariusza, twojego ojca.

***

Postanowiłam, że usunę "Past and Future" i zamiast opowiadania fantasy wplotę w "36 godzin" drobne elementy z P&F.