31 sie 2015

W śnieżną noc - Rozdział 6

-Ej, pedale! Szybciej tam!- Zawrzało we mnie, kiedy usłyszałem te słowa. Poderwałem się z krzesła i opierając dłonie o ladę, wychyliłem się sprawdzając, kto to powiedział. Ta sama trójka chłopaków, przed którą Krystian tak drżał, śmiała się, wymieniając pomysłami na co nowsze przezwiska. Prawdopodobnie pierwsze wyzwisko zostało użyte przez śniadego bruneta, który rżał najgłośniej.
Naprawdę mógłbym znieść wszystko, ale nie nietolerancję. Wiem, że obelga nie była skierowana do mnie ,tylko do kogoś innego, ale i tak to zadziałało na mnie jak płachta na byka.
Nagle wszystko stało się prawie jasne. Krystian reagował tak na nich, gdyż musieli obrażać go wcześniej, a jeśli tak się działo to to prawda, że on...
Odwróciłem się, patrząc na chłopaka, który stał przy maszynie do robienia jogurtów.
-Jesteś gejem?- Pytam, mając nadzieję, że moja twarz nie wyraża żadnych uczuć. Krystian napełnia plastikowe kubki chłodnym napojem i kładzie je na tace wraz z przykryciami i słomkami. Odwraca się, ale doskakuje do niego i chwytam tackę po odwrotnej stronie. Jego zielone oczy patrzą na mnie, pierwszy raz widzę, żeby był smutny.
-Jesteś?- Ponawiam pytanie.
-Tak- nie zaskakuje mnie to.
-Daj mi tę tackę- delikatnie szarpię za wspomniany przedmiot i lekko uśmiecham się do niego, chociaż wiem, że domyśli się, iż to wymuszony uśmiech. Odwracam się i wychodzę zza lady, kierując się do trójki chłopaków. Klnę, gdyż zauważam mundurki mojej szkoły, a skoro tam chodzą, to niemal na sto procent ich jeszcze spotkam. Czuje na sobie wzrok Krystiana, odwracam lekko głowę i faktycznie widzę go za ladą. Podchodzę do chłopaków i przed dwójką, która nie skierowała złego słowa do blondyna kładę jogurty. Brunet patrzy na mnie podejrzliwie
-Dobrze, że to ty podajesz, bo wiem, że nie zarażę się żadnym świństwem.
Jego znajomi nawet nie zdążyli się zaśmiać, kiedy ja wziąłem plastikowy kubek i wylałem jego zawartość na bruneta, a następnie chwyciłem za gardło i ściskając mocno odchyliłem go wraz z krzesłem do tyłu. Wybuchłem pod wpływem złości i zebrałem siły, aby zrobić właśnie te dwie rzeczy. Nie przemyślałem tego, że mają ogromną przewagę i że jeden chłopak odciągnie mnie od swojego kumpla, a drugi uderzy mnie w twarz. Klneli w moim kierunku, kiedy zjawił się Krystian i odciągnął ich ode mnie, a jakiś obcy mężczyzna wygonił z lokalu grożąc policją. Adrenalina wciąż krążyła w moich żyłach i nie docierały do mnie wszystkie bodźce aż do momentu, kiedy ocknąłem się roztrzęsiony, siedząc na blacie z przykładanym przez Krystiana chłodnym okładem do policzka. Za nim stał ten sam starszy mężczyzna, który odwrócił się, aby zamknąć kawiarnie. Czyżby to był właściciel?
-Zawsze bronisz prawa gejów?- Pyta z sarkazmem, a jego brwi suną w górę.
-Nie chce, abyś przez takie zachowanie coś sobie zrobił- odpowiadam dotykając jego łokcia i sunę ręką w dół do nadgarstka, aby sprawdzić czy pod koszulą nie ma ran lub blizn.
-Nie zrobię- zapewnił mnie, zmieniając okład. Nie zwróciłem uwagi na to, że mężczyzna, który stał za jego plecami gdzieś zniknął. Krystian chwycił mnie za brodę ciągnąc w górę. Patrzyłem w jego, kiedy chłodny materiał dotykał mojego policzka.
-Opowiedz mi o tej osobie- zachęcił. Wiedziałem, o co mu chodzi, o niedokończoną historię.
-Radek był w naszym wieku. Znaliśmy się od lat- odwróciłem wzrok od jego twarzy- popełnił samobójstwo przez dokuczanie mu, kiedy jego chłopak, w którym miał jedyne oparcie z nim zerwał- zacząłem płakać- nawet mi o tym nie mówił. Zostawił mnie- miałem problem z wzięciem wdechu.
-Kochałeś go?- Zapytał.
-Nie w taki sposób, o jakim myślisz- Krystian odsunął się, więc zszedłem z blatu, na którym siedziałem.
-W dzieciństwie mogłeś pić mniej mleka- powiedziałem zaczepnie.
-Chyba to ty powinieneś pić więcej, krasnoludku- śmieje się.
Idę po Szczypiora, który śpi pod ścianą. Odwiązuje jego smycz od nogi stołu i gwizdnięciem wybudzam go. Wychodzimy na świeże powietrze. Szybko się ściemniło i nie mam ochoty wracać do domu.
-Czekaj- odwracam się. Dobiegł do mnie Krystian zapinając bluzę na zamek- wrócę z tobą.
Idziemy, a ja dotykam spuchniętego policzka krzywiąc się. Oddaje smycz blondynowi, kiedy zauważa, że mam problem z utrzymaniem Szczypiora.
-Czasem zdarza mi się obronić prawa homoseksualistów- mówię, przerywając trwającą między nami ciszę. Czuje na sobie jego spojrzenie- swoje prawa- dodaje.

*

Dwa tygodnie minęły mi na nadrabianiu większości materiału. Nigdy nie miałem problemu z zapamiętywaniem czegokolwiek, więc część materiału nie musiałem nawet spisywać. Mój świat kręcił się wokół nauki, Szczypiora i Krystiana. Noce spędzałem albo na spaniu albo na myśleniu o Radku, a boisko od piłki nożnej omijałem szerokim łukiem, bojąc się zobaczyć tam tę zjawę. Przez dwa tygodnie niemal nic nie mówiłem poza udzielaniem nielicznych odpowiedzi pani Marysi, a z Krystianem porozumiewałem się bez słów. Dzięki naszym wyznaniom, nie wiedząc, kiedy zżyliśmy się tak, jakbyśmy znali się latami, a nie niecały miesiąc.
Mimo tych zmian nadal pozostałem sobą- cichym myślicielem, który płacze nocami do poduszki i ubiera się w za duże ciuchy zmarłego przyjaciela.

Rozbrzmiał dzwonek, ale wiedziałem, że gosposia otworzy drzwi Krystianowi, który jak zawsze przyszedł po mnie po drodze do szkoły. Wziąłem w jedną rękę torbę, a w drugą krawat i zbiegłem ze schodów do kuchni gdzie, z gofrem w ręku, blondyn prowadził rozmowę ze starszą kobietą. Kiedy mnie dostrzegł odłożył jedzenie na talerz i podszedł schylając się, aby zawiązać krawat. Równie dobrze sam mógłbym to zrobić, ale lubiłem te chwile, gdy był tak blisko i skupiony patrzył na swoje dłonie i moją szyje. Wszystko dookoła ucichło, a ja słyszałem bicie swojego serca i czułem jego chłodne palce na skórze.
-Wszystko dobrze? Zbladłeś- powiedział cicho, kończąc zawiązywać materiał. Pokiwałem głową i poszedłem po tosta, aby szybko zapchać sobie usta nie chcąc nic mówić. Szczypior zaskomlał pod moimi nogami dopraszając się ludzkiego jedzenia, ale pokazałem mu tylko język jak małe dziecko i pogłaskałem między uszami. Radek uwielbiał głaskać go tak dłuższy czas, po czym labrador często zasypiał z głową na jego kolanach. Pociągnąłem i przetarłem ręką wilgotny nos. Kiedy podniosłem głowę pani Marysi nie było, a Krystian patrzył na mnie z żalem w oczach. Niejednokrotnie już był świadkiem moich krótkich załamań i było mi trochę wstyd. Odwróciłem wzrok i wyminąłem go chwytając za łokieć.
-Idziemy do szkoły.
Chwycił mnie za ramiona i objął od tyłu.
-Niedługo nadejdzie ulga- przyłożył nos do mojej szyi, ale chwile później stał kilka kroków przede mną i uśmiechał się- gramy jutro mecz. Wpadniesz?
-Tak, z chęcią.

Zapomniałem przez chwile o chłopaku bardzo podobnym do Radka i trójce dupków, którzy tylko na mnie czekali, aby zemścić się za sytuację w kawiarni.

30 sie 2015

Czyny przemawiają głośniej niż słowa - Rozdział 21

Na początku bardzo chciałabym podziękować wszystkim, którzy komentowali poprzedni rozdział na bloggerze oraz wattpadzie, tak jak prosiłam. To dzięki Wam przez kilka dni dopisywała mi ogromna wena i ciężko pracowałam, aby skończyć pisać to opowiadanie. Komentarze naprawdę mają ogromną moc! Już wiem, ile to opowiadanie będzie miało rozdziałów, ale nic nie zdradzę. Trochę się ze mną jeszcze pomęczycie ;) 

Nie przedłużając- jeszcze raz dziękuję i życzę miłej lektury :) 



-Powiedz mi, jak wygląda normalny seks dwójki chłopaków? 
-Seks?- Powtarza. Na jego twarzy, w spojrzeniu dostrzegam zmęczenie. 
-Ehe- mruczę- wiesz… Znam podstawy, ale nie to, jak to powinno być… normalnie- odwracam wzrok od jego twarzy. Mógłbym przyrzec, że jestem teraz cały czerwony ze wstydu. Zacisnąłem rękę na końcówce koszulki i miętoliłem ją w palcach. 
-Dlaczego nie zapytasz o to Gabriela?- Przyłożył kciuk do warg i zagryzł go jak małe dziecko. Rozbawiło mnie to. 
-Gabriela?- Powtarzam imię chłopaka. Oddychanie sprawia mi trudność. 
-Przecież to z nim planujesz uprawiać seks- Jego słowa powalają na kolana, ale w sumie to odwdzięcza się za moje wcześniejsze. 
Wstaje, zakrywając dłońmi twarz. 
-Dobra, zapomni o tym co mówiłem- słyszę dzwonek do drzwi- nieważne- macham dłonią w jego stronę, kiedy zaczyna się śmiać. 
Schodzę na parter i idę do drzwi. Poprawiam koszulkę i otwieram je, aby zobaczyć Gabiego. 
-Hej- całuje mnie przez chwilę- zostawiłem u ciebie torbę- odsuwa się i idzie na piętro, a ja szybko podążam za nim. Faktycznie, w kącie pokoju leżą jego rzeczy. Bierze torbę i nakłada na ramie. Podchodzi do mnie i przygląda się mojej twarzy. 
-Jesteś cały czerwony- kładzie dłonie na moich ramionach i po schyleniu się przykłada swoje czoło do mojego- nie masz gorączki- mówi, patrząc mi w oczy. 
-Doberek, Gabrielu- słyszę za plecami- pozwól do mnie na chwilę. 
-Dobry, Panie Kamilu- odsuwa się ode mnie i uśmiechając się idzie do mężczyzny. Posyła mi przelotne spojrzenie i drzwi za nim zamykają się. Wracam na parter, aby trochę posprzątać w salonie. Poprawiam koc, przecieram stół i zamiatam. Piję szklankę soku i myje po sobie naczynie. Słyszę kroki na schodach, więc patrzę w ich stronę. Najpierw dostrzegam Kamila, który zakłada buty i wychodzi bez słowa, a później patrzę w bok na obserwującego mnie bruneta. 
-Co się stało?- Pytam zaniepokojony widząc jego zmieszany wyraz twarzy. 
Chłopak wzdycha i przeczesuje palcami włosy. Opiera się dłonią o kant blatu stołu. Wydaje się czymś zmartwiony. 
-Gabrielu- kładę mu dłoń na ramieniu i potrząsam lekko. Patrzy na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy i znowu wzdycha. Odwraca się i idzie do salonu na kanapę, a ja zrezygnowany myśląc, że nie powie, co się stało biorę się za robienie podwieczorku, czyli małych naleśników. Możliwe, że nazywa się to pancakes, ale według mnie ta nazwa nie brzmi jak coś smacznego. Przygotowuje ciasto i nagrzewam wysmarowaną olejem patelnie. Po kilku chwilach pierwszy naleśnik już się smaży. 
-Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko, prawda Oliverze?- Nie zdrobnił mojego imienia, przez co czuje się trochę niekomfortowo. Odwracam się w stronę blatu, gdzie chłopak stoi opierając się o niego łokciami i patrzy na mnie spod wachlarza rzęs. 
-Wiem- potwierdzam. Odwracam się, aby przewrócić naleśnika na drugą stronę i kiedy kończę czuję oplatające mnie ramiona na tali. Odchylam głowę w tył czując pocałunek na szyi. 
-Więc dlaczego- mówi cicho- z pytaniami o seks idziesz do Kamila? 
Odsuwam się i znowu ukrywam twarz za dłoniami. Czuję, że zaraz spłonę ze wstydu. Dlaczego Kamil się wygadał? Gabriel odsuwa moje ręce od twarzy i nie puszczając ich patrzy na mnie rozbawiony. 
-Walnął mi przemówienie pod tytułem "Jeśli skrzywdzisz Olivera to cię wykastruje", a ja odpowiedziałem mu czymś w stylu "Prędzej na dupie kaktus mi wyrośnie niż coś mu zrobię"- przewrócił oczami śmiejąc się cicho- to mi pochlebia, że chciałeś się przygotować. 
Czując zapach przypalającego się ciasta odwróciłem się szybko i ściągnąłem naleśnika. Nalałem trochę oleju i nowego ciasta. 
-Mówisz to tak jakbyśmy mieli się za chwilę na siebie rzucić- kieruję te słowa do nastolatka za mną, ale wciąż patrzę na patelnie. 
-Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym to zrobić- przygryza płatek mojego ucha, po kręgosłupie przebiega mi stado mrówek. Wyrywam się z jego uścisku i rozmasowuje miejsce między brwiami. 
-Chyba wiem- odparłem. Usłyszałem westchnienie. Wyobraziłem sobie jak szarpie lekko włosy będąc sfrustrowany i marszczy czoło. Kiedy na niego spojrzałem rzeczywiście tak robił wlepiając czekoladowe spojrzenie we mnie- przepraszam, ale...- Westchnąłem, nie wiedząc, jak skończyć- to nie jest coś co od tak zrobię- pstryknąłem palcami co spowodowało pojawienie się jego uśmiechu. 
Podszedł do mnie i przytulił. 
-Muszę iść- szepnął- szkoda, bo zrobiłeś naleśniki... 
-Michał je zje- odsunęliśmy się od siebie. 
-Przychodzi tu? 
-Mhm- pokiwałem głową nalewając nowego ciasta na patelnie- chyba chce o czymś porozmawiać. 
-Dobra- wytarmosił moje policzki i pocałował w czoło- wpadnę jutro. 
-Mhm. 
Odprowadziłem go pod drzwi i pożegnałem. Nie chciałem, żeby sobie szedł, ale wiedziałem, że ma jeszcze inne zajęcie oprócz niańczenia mnie. Poza tym przebywanie dwadzieścia cztery na dobę razem też nie jest dobre. Patrząc przez okno na jego oddalającą się sylwetkę poczułem ciepło w całym brzuchu. Czy właśnie takie uczucie nazywa się motylkami? Przyłożyłem zewnętrzną część dłoni do policzków, które teraz były gorące. 
-O, mój boże- szepnąłem sam do siebie- chyba się w nim zakochałem- powiedziałem to mimowolnie, prędzej niż te słowa pojawiły się w moim umyśle. Wiedziałem, że to prawda- zakochałem się w Gabrielu. Po raz kolejny tego dnia westchnąłem i wróciłem do kuchni, aby w ostatniej chwili przed spaleniem przewrócić naleśnika na drugą stronę. 
W końcu nie dostałem odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie. Nie byłem w tych tematach całkowicie ciemny- po prostu chciałem się dowiedzieć jak ja, osoba, która będzie „na dole” ma się zachować. Kwestia tego, kto będzie dominować w łóżku jest dla mnie tak jasna jak słońce. Nawet nie myślałem o tym, aby zdominować Gabriela, bo kompletnie się do tego nie nadaje. To on jest tym pewnym i śmiałym w naszym związku. 
Cholera, o czym ja myślę? 
Wróciłem do przewracania naleśników i skupiłem na tym całą swoją uwagę, a kiedy tego nie robiłem piłem sok albo pisałem coś na kartce mojego przeszłego „komunikatora”. Uzmysłowiłem sobie, że teraz nie ma dnia, abym nie mówił. Kiedyś sama myśl o wypowiedzeniu jednego słowa była dla mnie koszmarem, bo byłem przepełniony lękiem, że dostane kare, a teraz jest to dla mnie normalna, ludzka rzecz. Uśmiechnąłem się do swoich myśli. 
Skończyłem przygotowywać podwieczorek i położyłem stertę naleśników na środku stołu wraz z kilkoma dżemami i bitą śmietaną oraz dwoma talerzami i sztućcami. W momencie, kiedy myłem ręce rozbrzmiał dzwonek. 
-Wejdź!- Krzyknąłem w tamtą stronę i usłyszałem otwieranie się drzwi, a następnie kroki przyjaciela. 
-Hej- odwróciłem się patrząc na niego i wytarłem ręce w koszulkę. 
Michał stał uśmiechając się do mnie, a przez ramię miał przełożoną gitarę, którą odłożył opierając o sofę. Wszedł do kuchni i po przywitaniu się usiadł na przeciwnej stronie stołu niż ja. Od razu wzięliśmy się za jedzenie. 
-Co takiego chciałeś mi wczoraj powiedzieć?- Zapytałem. Widziałem jak z trudem przełyka zawartość swoich ust, po czym zielone oczy spojrzały na mnie. Z widelcem w ustach zaczął mruczeć coś pod nosem- co? 
Wziął głęboki wdech przymykając oczy. 
-Nie chcę, abyś odebrał to w zły sposób- powiedział- nie chcę, żebyś źle o mnie pomyślał- w mgnieniu oka skończył jeść naleśnika i zaczął przygotowywać drugiego, a ja w tym czasie zaparzyłem wodę na kawę zbożową. 
Spojrzałem na niego podejrzliwie. 
-Nie patrz na mnie tak tym swoimi dwukolorowymi oczami, bo się boje- mruknął- wiedziałeś, że Tymek też ma heterochronie?- Zapytał z fascynacją w głosie. Potwierdziłem skinieniem głowy- Jezu, on ma takie zajebiste oczy- zaczął wymachiwać rękoma- i ogólnie jest super, wiesz?- Znów skinąłem głową, z rozbawieniem obserwując go- nawet nie przeszkadza mi ta blizna i kiedy patrzę na niego to się rumieni. Taki odważny i w ogóle, a się rumieni. Słodko- ostatnie słowo wyszeptał, ale doskonale to słyszałem. Nagle spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami i poderwał się z miejsca mocno łapiąc mnie za ramiona. Popatrzyłem na niego ze strachem- nie żebym coś tam czuł do niego! 
-Puść mnie!- Jęknąłem i chyba dopiero teraz dotarło do niego co właśnie zrobił. Poluźnił uścisk, ale się nie odsunął tylko objął mnie lekko, kładąc brodę na mojej głowie. 
-Przepraszam, Oli- wyszeptał- chciałem ci tylko powiedzieć, że… ehh no! Po prostu Tymek mi się spodobał i boje się, że pomyślisz sobie „Niedawno mówił, że mnie kocha, a teraz podoba mu się ktoś inny”- odsunął się i ujął w swoje dłonie mniejsze odpowiedniczki należące do mnie. Spojrzał mi w oczy i z uśmiechem na twarzy, powiedział- myślę, że się myliłem uważając, że cię kocham. To chyba tylko zauroczenie i chęć zaopiekowaniem się tobą. Trudno mi się określić w uczuciach, wiesz?- Zaśmiał się nieco histerycznie, odwracając na chwile wzrok. Puścił moje dłonie i wrócił na miejsce, a ja zabrałem się za dokończenie naszych napoi. 
-Wiesz.. Myślałem o tym dłużej i chyba nawet nic by z tego nie było. Znaczy…- zamyślił się na chwile- prędzej czy później doszlibyśmy do faktu, że do siebie nie pasujemy, jak na przykład ty z Gabrielem. I cieszę się waszym szczęściem, nie jestem zazdrosny i.. 
-Michał- przerwałem mu, stawiając przed nim kubek i usiadłem na swoim miejscu- co by nie było będę się cieszyć. Tymoteusz też potrzebuje opieki, ty potrzebujesz i znam i ciebie i jego i wiedz, że jeśli byście się w sobie zakochali to będę wam kibicować. 
Zabrałem się za jedzenie. Na kilka minut zapanowała między nami cisza, którą przerwał Michał. 
-Dzięki, Oli- posłał mi przelotny uśmiech i kontynuował jedzenie. 
Nagle coś do mnie dotarło. Zaśmiałem się z własnej bezmyślności i nawiązałem nową rozmowę. 
-Misiu- zwróciłem się do niego uśmiechając delikatnie- jeśli cię o coś zapytam to obiecasz, że mnie nie wyśmiejesz? 
Pokiwał głową obserwując mnie z zaciekawieniem. 
-Bo jesteś gejem, tak?- Potwierdził- uprawiałeś seks?- Zakrztusił się naleśnikiem, ale stłumił kaszel i znów skinął głową- pytałem o to Kamila, ale nie dostałem odpowiedzi i chyba bardziej odpowiedniej osoby niż ty do zadania tego pytania już nie znajdę… - przerwałem na chwile marszcząc brwi- bo… jestem z Gabim, tak? I on mnie kocha, tak? No i jedziemy na wspólne wakacje niedługo, a wczoraj rozmawialiśmy trochę o zabezpieczeniu i chyba on chce uprawiać seks, a ja nie wiem jak to normalnie powinno wyglądać… 
Spojrzałem w dół trochę, zawstydzony tym, że kolejną osobę proszę o podanie mi jakiejś informacji na ten temat. W prawdzie mógłbym wyszukać to pojęcie chociażby w Internecie, ale tam może być błędne, a ja nie chcę popełnić żadnej gafy. 
Michał wziął łyka kawy i syknął, kiedy napój poparzył jego język, po czym zjadł kawałek naleśnika i po przeżuciu go, spojrzał na mnie. 
-Nie za bardzo wiem, o co ci konkretnie chodzi- mruknął. Widziałem jak bardzo się zmieszał wchodząc na ten temat. 
-Wiem podstawowe rzeczy, co gdzie się powinno znaleźć- uśmiechnąłem się rozbawiony własnymi słowami- ale nie mam pojęcia jak powinienem się zachować… 
-Oliver- załamał się przykładając dłoń do czoła- co ja z tobą mam- mruknął. Podniósł głowę i z szerokim uśmiechem powiedział- będziesz wiedział co robić, bo to naturalne zachowanie… i przede wszystkim musisz go kochać. 
-Słucham? 
-Kochasz Gabriela?- Zapytał wprost. 
Otworzyłem i zamknąłem usta. Nie znałem odpowiedzi na to pytanie. 
-Nie rób tego, jeśli go nie kochasz- powiedział z powagą w głosie. 
Pokiwałem głową, zamyślając się głęboko. 

Tego wieczoru nie mogłem zasnąć. Myślałem o tym co powiedział Michał. 
Leżąc w łóżku zacząłem wspominać pierwsze chwile spędzone w towarzystwie Gabriela. Pierwsze słowa, które do mnie skierował i moje skierowane do niego. Pierwszy raz, kiedy mnie dotknął, pierwsze objęcie, pocałunek. Wspominałem czas, kiedy leżąc w szpitalu przychodził do mnie i mówił długo nie oczekując odpowiedzi. Przypomniałem sobie ilość razy, kiedy wyciągał mnie z dołka, kiedy mnie pocieszał i nie pozwalał myśleć źle. Na nowo poczułem uczucie towarzyszące, kiedy mnie dotykał i wyznał miłość. 
We mnie też było coś na wzór miłości, ale myślałem, że to tylko wdzięczność za to, że mnie nie został i był przy mnie, kiedy dowiedział się o mojej przeszłości. Dzięki niemu zacząłem mówić i… Po prostu żyć, jak każdy normalny nastolatek. 
Uśmiechnąłem się patrząc w sufit. Żadne słowa nie opiszą mojego szczęścia. 
Usłyszałem dzwonek do drzwi i zastanawiając się, dlaczego Kamil nie wziął kluczy, zacząłem schodzić na piętro. Szuranie kapci wyraźnie powiadamiało, że jestem blisko drzwi. Ziewnąłem głośno trąc policzek, który był dziwnie zdrętwiały. Odkluczyłem zamek i szeroko otworzyłem drzwi patrząc na przybysza. 
-Nawet nie próbuj krzyczeć. 
Spluwa trzymana przez obcego mężczyznę była skierowana wprost na moją twarz.

***

Miśki kochane! 

Krótkie ogłoszenia parafialne: 
1. Od teraz wszystkie zaległości na blogu będę nadrabiać w weekendy, kiedy będę obecna w domu. Muszę mieć dostęp do komputera.. 
2. Nie wiem, kiedy pojawi się następny rozdział „Past and Future”. Może pod koniec tygodnia… 

Wiem, że większości z Was rok szkolny zaczyna się pierwszego, ale mi już się zaczął kilka dni temu i chciałabym życzyć Wam owocnej nauki i aby czas w szkole był mile spędzony. Mam nadzieje, że szybko przerzucicie się z trybu wstawania o dziesiątek i później na godzinę bardzo wczesną. Mi się to udało, więc to chyba połowa sukcesu. 
Mam do Was bardzo ważne pytanie. 
Otóż: 
Pisać epilog czy nie?

29 sie 2015

W śnieżną noc - Rozdział 5

W poniedziałkowy poranek budzik nie zadzwonił, jednak pani Marysia obudziła mnie kwadrans po siódmej. Odpuściłem sobie prysznic, wiedząc, że nie zdążę i tylko otworzyłem drzwi, aby wypuścić Szczypiora do ogrodu. Niech sra, gdzie chce ten jeden raz. Wróciłem do pokoju, aby z wieszaka ściągnąć mundurek i poszedłem do łazienki. Wyszczotkowałem zęby i uczesałem włosy. Założyłem na siebie strój szkolny, będąc zaskoczony tym, że pasuje niemal idealnie, jednak miałem problem z zawiązaniem krawatu koloru bordowego, więc chciałem poprosić panią Marysię, ale kiedy schodziłem na pierwsze piętro, rozbrzmiał dzwonek. Spojrzałem na ekran i  widząc Krystiana nacisnąłem przycisk, aby go wpuścić i, z przewieszonym przez ramie krawatem, otworzyłem wielkie drzwi. Chłopak od rana tętnił energią i po przywitaniu się poszedł do kuchni, aby zabrać jednego tosta i z nim w ustach podejść do mnie i zacząć zawiązywać mi krawat. Jego był koloru granatowego. Wykonując tę, jakże trudną czynność mówił coś, lecz słowa zamieniały się w bełkot, kiedy miał pełne usta.
-Czy twojej mamie spodobał się bukiet?- Zapytałem, patrząc na jego ramię, kiedy on wciąż mocował się z krawatem. Skończył go zawiązywać i przełknął wszystko co miał w ustach.
-Tak, powiedziała, że "nie trzeba było"- wymówił to z ironią- a gdybym jej nie dał kwiatków, to by dopiero było, więc trzeba było- przewrócił oczami- te mamy.
Pokiwałem głową i podszedłem do schodów, gdzie leżała czarna torba na ramie z logiem szkoły i moim nazwiskiem. W środku znajduje się tylko kilka zeszytów i długopis, gdyż nie znam jeszcze swojego planu.
Wyszliśmy na zewnątrz, a ja pożałowałem, że nie założyłem pod koszule jakiejś bluzki, bo dzisiejsza pogoda jest naprawdę paskudna, a w nocy padało. Nie znam drogi do szkoły i zdziwiło mnie, gdy nagle skręciliśmy w jakąś stronę idąc teraz chodnikiem, wzdłuż którego rosną drzewa kasztanów. Droga ta wygląda naprawdę niesamowicie, a co jakiś czas pojawiały się ławeczki, na których siedzieli uczniowie mojej szkoły. Poznałem oczywiście po mundurkach. Niektórzy spoglądali na nas zaciekawieni i zastanowiłem się czy wiedzą, że jestem nowy, a jeszcze inny witali się z Krystianem, który krótko mnie przedstawiał i po chwili znów szliśmy chodnikiem.
Drzewa zaczęły się przerzedzać i zza ich koron dostrzegłem dwa szaro pomarańczowe budynki. Są to dwa dość spore budowle wybudowane w bardzo nowoczesnym stylu, a jeden z nich bardziej przypomina podłużny blok niż szkołę, więc domyśliłem się, że jest to internat. Weszliśmy do szkoły i odetchnąłem z ulgą zauważając, że w środku wydaje się bardziej przeciętna, ale jednak było widać, że jest nowsza niż na przykład moja poprzednia.
-Idziemy do dyrektora- powiadomił mnie Krystian. Trochę przerażające jest to, że są tu sami chłopacy. Dostrzegłem też kilkoro starszych, pewnie nauczycieli, ale żadnej kobiety. Niektórzy uczniowie posiadali takiego samego koloru krawat jak ja co chyba oznaczało, że jestem z ich klasy, jednak ich ilość była zbyt duża jak na jedną.
Stanęliśmy przed drzwiami, na których znajdowała się tabliczka z napisem "gabinet dyrektora" i pożegnaliśmy się, umawiając po lekcjach na boisku do piłki nożnej, które, jak twierdzi Krystian, znajduje się za budynkiem internatu.
Zapukałem do drzwi i niepewnie je uchyliłem, wchodząc do środka. Pokój jest mały, znajduje się w nim tylko biurko z krzesłem i kilka regałów, kolorowych segregatorów.
-Ty pewnie jesteś Mikołaj- odwróciłem się w stronę skąd dobiegł głos i ujrzałem starszego, mojego wzrostu mężczyznę. Był szczupły, odziany w delikatnie pogniecioną koszulę i czarne spodnie od garnituru- Nazywam się Mirosław- kontynuował- i jak zapewne się domyślasz, jestem dyrektorem tej placówki.
Wskazał na krzesło po przeciwnej stronie niż usiadł, więc szybko się tam usadowiłem.
-Musisz wiedzieć, że jesteś pierwszą osobą, którą przyjęliśmy grubo po rozpoczęciu roku szkolnego, ale jestem wyrozumiały i zrobiłem ten wyjątek. Proszę, przyjmij moje kondolencje- nie dałem po sobie poznać jak jego fałszywe słowa współczucia na mnie podziałały- a więc, jak zauważyłeś, każdy rocznik ma inny kolor krawatu i są tu sami mężczyźni. Jedyną kobietą w budynku jest pani psycholog i na jej nieszczęście nosi spodniczki- to chyba miał być żart, nie wiem, nie zaśmiałem się- oto twój plan lekcji- podał mi kilka kartek, na których poza planem znajduje się też rozkład klas- nie wiem co ci więcej powiedzieć- westchnął, biorąc z półki paczkę papierosów- życzę miłej nauki tutaj.
Wstałem z krzesła biorąc kartki.
-Do widzenia- odezwałem się pierwszy raz i szybko wyszedłem z gabinetu. Ten moment wybrał dzwonek, aby oznajmić rozpoczęcie zajęć. Uczniowie zaczęli się rozchodzić, a ja spojrzałem na kartkę, aby dowiedzieć się gdzie mam lekcje. Następnie obejrzałem plan szkoły, odpowiednia sala znajduje się na drugim piętrze, więc pokonałem schody i podszedłem pod drzwi, gdzie już stali uczniowie. Jeszcze raz upewniłem się, że jestem w odpowiednim miejscu i czekałem na nauczyciela, którym okazał się dość młody brunet. Myślę, że nie przekroczył jeszcze trzydziestu lat. Wszedłem, jako ostatni z uczniów i poczekałem na historyka przy biurku, a kiedy podszedł przedstawiłem się i powiedziałem, że jestem nowy. Kazał mi usiąść w trzeciej ławce obok jakiegoś rudego osobnika i dopiero po tym przywitał się z klasą. Kilka ciekawskich par oczu spojrzało na mnie, kiedy po zajęciu miejsc nauczyciel wspomniał o nowej osobie w klasie. Rudzielec obok przedstawił się jako Bartek, ale i on, tak samo jak reszta zainteresowanych osób, widząc, że nie jestem chętny do rozmowy, odpuścił już pod koniec czwartej lekcji. Nauczyciele okazali się bardziej ciekawscy i po prawie każdej lekcji pytali o powód mojego przeniesienia. Kłamałem, podając tę samą przyczynę, co Krystianowi.

Po skończonych lekcjach postanowiłem zrobić tak jak umówiłem się z Krystianem, więc po okrążeniu budynku szkoły i internatu zobaczyłem boisko piłki nożnej z trybunami po obu stronach, długości całego boiska. Wziąłem głębszy wdech, gdyż takie miejsca kojarzą mi się tylko z jedna osobą i wszedłem na trybuny. Usiadłem jakoś po środku pierwszej. Po mojej prawej, przy bramce stała grupa chłopaków ubranych w dresy i koszulki z numerami. Odszukałem wzrokiem blondyna i zauważyłem go schylonego nad mężczyzną, który prawdopodobnie jest trenerem. Prawie wszyscy zwróceni byli do niego głowami poza dwoma pogrążonymi w rozmowie chłopakami.
Tak właściwie nie pamiętam momentu, kiedy go zobaczyłem. Prawdopodobnie wtedy, kiedy zderzył się z Krystianem, którego bacznie obserwowałem, na murawie. Chłopach przewrócili się śmiejąc, a kiedy się podnieśli nie zwracałem uwagi na blondyna, tylko na niego.
Jego brązowe włosy były rozwiane tak jak to zapamiętałem, odsłaniając opalone czoło. Biegł w stronę piłki, z uśmiechem na twarzy, przez co uwydatniał jeszcze bardziej pucowate policzki. Ciało wydawało się trochę wyższe niż było w rzeczywistości, a kiedy odwrócił się, patrząc w moją stronę, ujrzałem jego szare oczy.
Mój oddech zwolnił, świat dookoła ucichł i zapanował spokój. Wszystko wydało się takie same jak ponad miesiąc temu.
Wszystko było już dobrze, bo przede mną stał Radek.
Krzyczał coś.
Piłka uderzyła w moją twarz i opadła na kolana, wprost w dłonie.
Nie zwracałem na nią uwagi, bo nie mogłem odwrócić wzroku od chłopaka, który szedł w moją stronę. Odwrócił się i zaśmiał do kolegi, czochrając swoje włosy, po czym znów spojrzał w moją stronę i stanął kilka kroków ode mnie.
Wstałem, trzymając przeklęty przedmiot w dłoniach
-Radek?- Pytam, nie mogąc uwierzyć w to co widzę.
Zaśmiał się w sposób tak dobrze mi znany.
-Nie, Robert- wyciągnął ręce, więc podałem mu piłkę, a on odbiegł, wznawiając mecz.
Nie wierze.
To on.
To musi być on.
Opadam bez sił na trybuny i mam mętlik w głowie. Czuję ból na czole, ale ignoruje go tak samo jak rękę Krystiana na ramieniu.
-Wszystko dobrze?- Zerka na boisko, na oddalającą się postać bruneta.
-On żyje- szepczę do siebie. Chłopak prostuje się, a ja wiem, że nic nie rozumie. Wstaje i kieruje się do wyjścia. Boje się odwrócić, aby nie okazało się, że mi się przewidziało. Za sobą słyszę pytania Krystiana, ale nic nie odpowiadam tylko uciekam.
Muszę w końcu zapomnieć.
Przecież Radek umarł, widziałem jego zwłoki.

Przypinam smycz Szczypiorowi i wyprowadzam go na dwór. Idę w kierunku kawiarni. Postanowiłem, że powiem prawdę Krystianowi. Chłopak zasługuje na to, aby wiedzieć, co spowodowało moje pojawienie się tu. Nieważne, że sam sobie obiecałem zapomnienie. Nie można zapomnieć siedemnastu lat życia od tak. Potrzebuje przyjaciela, kogoś na miejsce Radka, a Krystian jest odpowiedni. Zaufałem mu bardziej niż ufam sam sobie. Bo nie ufam w to co widziałem na boisku, tylko to co widziałem na pogrzebie. Jego ciało. W trumnie. To niemożliwe, aby to on był na boisku.
Idę, pełen wątpliwości, a mój humor chyba udziela się labradorowi, gdyż wydaje się jakiś nieszczęśliwy, przygaszony. Okrążam budynek, aby wejść od strony zaplecza gdzie zostawiam Szczypiora i idę do kuchni. Wchodzę od tylu i staje za Krystianem, który przyjmuje kolejne zamówienie od jakiś trzech chłopaków. Wydaje się dziwnie skulony, wystraszony, a jego głos drży odrobinę. Kiedy się odwraca i mnie widzi uśmiecha się jednak przestaje, kiedy dostrzega moją postawę. Stoję przed nim, całkowicie załamany, ze łzami w oczach obejmując się ramionami.
-Skłamałem- przyznaje się od razu, patrząc hardo w jego oczy- skłamałem, podając ci powód mojej przeprowadzi- czuję łzy na policzku, a potem brodzie, ale nie przerywam mówić- to przeze mnie się przenieśliśmy. Ktoś umarł. A ja nie byłem w stanie żyć w miejscu, gdzie wszystko mi go przypominało- nie jestem w stanie dalej mówić, chociaż bardzo tego chce. Chce się wygadać, ale nie mogę. Dławię się łzami zasłaniając oczy dłońmi. Nie chce widzieć jego twarzy. Boje się zobaczyć to, w jaki sposób zareagował.
Słyszę kroki, a potem czuje, że mnie przytula. Chowam twarz w jego fartuchu i koszuli. Staram się zachować cicho, aby żaden z klientów nie usłyszał mojego płaczu, więc tłumie go w materiale jego ciuchów. Czuje jak ręką masuje mi plecy, a drugą dotyka skóry głowy i uspokajam się. 
-Muszę pracować- mówi, więc odsuwam się- usiądź sobie, a ja zaraz dam ci kakao, okay?- Kiwam głową i siadam na krześle, na którym ostatnio go widziałem z kubkiem kawy. Odchodzi po upewnieniu się, że zrobiłem jak mi powiedział, a ja odchylam głowę do tyłu i opieram ją o ścianę.
-Radek był moim przyjacielem od urodzenia- mówiłem, wiedząc, że mnie usłyszy stojąc trzy metry dalej- siedemnaście lat spędziliśmy razem. I umarł. Wyobrażasz to sobie?
Odwraca się trzymając różowy kubek w dłoni i podaje mi go.
Chce kontynuować mówienie, bo pragnę, aby wiedział wszystko, ale czyjś donośny głos przerywa mi.

-Ej, pedale! Szybciej tam!

26 sie 2015

W śnieżną noc - Rozdział 4

W sobotę rano budzik zadzwonił wskazując godzinne ósmą, czyli dwie przed umówionym spotkaniem z Krystianem. Miałem wystarczająco dużo czasu, aby wziąć prysznic, zjeść coś i pójść na spacer ze Szczypiorem. Zrobiłem tak jak postanowiłem i po kwadransie stałem przed szafą jak zawsze nie wiedząc, w co się ubrać. Pomyślałem o czymś wygodnym tak, abym czuł się swobodnie podczas robienia zakupów, więc wybrałem koszulkę w szarym kolorze i czarną bluzę, a do tego ciemne jeansy. To chyba najwygodniejszy zestaw, na jaki mogłem się zdecydować.
Z kuchni wziąłem suchego naleśnika i pochłonąłem go jeszcze przed wyjściem z domu. Wziąłem smycz, założyłem buty i wyszedłem. Szczypior już leżał pod bramą tak jakby się tego spodziewał. Ciekawe czy to możliwe, aby tak było? Zastanowiłem się przez chwile, po czym włożyłem smycz do kieszeni bluzy i otworzyłem furtkę, puszczając wolno labradora, aby to on mnie zaprowadził gdzie tylko chce. Wybrał trasę w stronę łąki, na której ostatnio spotkał Dolara i po kilkunastu minutach już tam był, wąchając wszystko, co podsunie mu się pod nos. Usiadłem po turecku na ziemi i zacząłem skubać trawę. Spojrzałem w niebo, na którym pojawiały się puszyste chmury i rozmarzyłem się, myśląc, jakby to było ich dotknąć. Szczypior podbiegł do mnie merdając ogonem, usiadł z wyprostowanymi przednimi łapami i spojrzał na mnie. Jego wzrok wydał mi się taki inteligentny, jakby myślał.
Radek.
Jak zawsze, kiedy pomyślałem o przyjacielu łzy zaczęły toczyć swój strumień na moich policzkach. Odpuściłem głowę i otarłem słone krople. Szczypior położył łeb na trawie w pobliżu skrzyżowanych nóg i łupnął na mnie oczami, a ja rozpłakałem się jeszcze bardziej.

Dzwonek sygnalizuje przybycie gościa. Biegnę do drzwi i patrzę, kto stoi przed bramą. Na ekranie ukazującym widok z małej kamerki widzę Krystiana, który z uśmiechem patrzy w obiektyw.
-Wpuścisz?- Słychać jego zniekształcony przez mechanizm głos. Przyciskam zielony guzik niedaleko ekraniku i chłopak wchodzi na teren domu. Otwieram ogromne drzwi, jak zawsze z lekkim trudem, a w tym czasie on do nich dochodzi.
-Cześć- wita się i rozgląda zaciekawiony, kiedy wpuszczam go do środka. Nic nie mówię. Myślę, że nie muszę. Nigdy by nie uwierzył, że ponad miesiąc temu byłem gadułą, nie musi tego wiedzieć. Nie musi wiedzieć nic, co mnie dotyczy z tamtego okresu.
Powoli idziemy wzdłuż holu. Chłopak chłonie wszystko ciekawskim wzrokiem, co chwile mówiąc "Mikołaj, patrz!" Tak jakby to było muzeum, a nie miejsce mojego zamieszkania. Zadziwia mnie swoją osobą. To przykre, że, jeśli nadal będziemy się zadawać, przyzwyczaję się do jego zachowań. Nie chce, aby tak było. Chcę, aby nadal ktoś mnie tak zaskakiwał, zapełniając głowę niepotrzebnymi myślami, abym nie wspominał.
Kiedy wchodzimy do pokoju, krótko komentuje niepościelone łóżko i kilka ciuchów leżących przy szafie, a kiedy to poprawiam, uśmiecha się. Prosi o długopis i notatnik, więc schodzę do kuchni i proszę o to Marysię. Kiedy wręcza mi przedmioty, proponuje przy okazji herbatę, ale odmawiam i wracam do pokoju. Chłopak notuje rzeczy, które przechodzą mu na myśl i kiedy po kwadransie kończy chowa kartkę do kieszeni, nie pokazując mi jej. To bez sensu, bo i tak dowiem się co postanowił wybrać. Wzdycham przez jego bezmyślność, kręcąc głową. Szczypior biega między naszymi nogami, kiedy pochłonięci w monologu Krystiana idziemy schodami w dół. Gosposia nic nie mówiąc wręcza mi kartę bankową mamy, którą kobieta zostawiła przed wyjściem i po namyśle znów proponuje herbatę. Tym razem także odmawiam i wraz z blondynem szybko wychodzę na dwór.
-.. A na obiad to jem kaktusy z igłami o grubości kciuka- jakby z jakiegoś amoku słowa Krystiana docierają do mnie i zszokowany nimi przenoszę spojrzenie z chodnika na twarz chłopaka.
-Jesz kaktusy?- Pytam zdezorientowany. Patrzy na mnie z dziwnym zrezygnowaniem na twarzy i wzdycha ciężko.
-Nie słuchałeś mnie przez jakieś dziesięć minut- mówi. Mijamy kawiarenkę, w której pracuje i idziemy nieznaną mi drogą.
-Przepraszam, ale zamyśliłem się- odparłem, przyglądając się otoczeniu. Przed nami znajduje się budynek z wielką szybą w oknie, gdzie widać odbicia naszych sylwetek. Irytuje mnie różnica wzrostu, więc odwracam wzrok.
-Nic nowego- prycha i łapie mnie za ramie przyciągając bliżej. Po mojej drugiej stronie przejeżdża jakiś chłopak na rozpędzonym rowerze. Blondyn odsuwa się trochę, ale i tak dystans między nami jest o wiele mniejszy niż poprzednio i sprawia mi to niezrozumiały dyskomfort.
-Dziękuję- szepcze, mając nadzieje, że usłyszy. Widzę jak uśmiecha się pod nosem.
-Dlaczego się przeprowadziłeś?- Zwalniam nieznacznie krok po usłyszeniu tych słów i znów wpatruje się w swoje nogi.
-Rodzice chcieli przenieść centralne biuro- kłamie, nie chcąc, aby znał prawdę. To by mnie złamało na nowo.
Wymówienie jego imienia na głos mógłby to spowodować.
-Ale to nie jedyny powód, prawda?- Przechodzą mnie dreszcze. Skąd to wie?- Chciałbym się z tobą chociaż zaprzyjaźnić- dodaje, nie oczekując mojej odpowiedzi.
Przyjaciel. Radek. Przyjaciel.
Nie chcę.
Moje ramiona poruszają się zdecydowanie za szybko, a wdech staje się płytki i trudny do wykonania. Chłopak chyba to zauważa, bo patrzy na mnie spanikowany nie rozumiejąc co się dzieje.
-Nie pytaj mnie o to nigdy więcej- chce brzmieć groźnie, a brzmię żałośnie.
Jego spojrzenie rozdziela mnie na kawałeczki.
On chce się zaprzyjaźnić, ja nie chce przyjaciela.
On mi zaufał, aby mówić o sobie, ja nie jestem w stanie wypowiedzieć pełnego zdania.
On zachowuje się normalnie, ja jak jakiś chory psychicznie nastolatek, którego jedynym towarzyszem może być jedynie żyletka. Cieszę się, że tak nie jest. Ukojenia nie przynosi ból. Nic nie przynosi ukojenia.
Chciałbym, aby ktoś...
-Mogę cię przytulić?
...Mnie przytulił.
Sam to robię. Pokonuje dwa duże kroki i przylegam do niego piersią i policzkiem. Nie przejmuje się jak to wygląda w jego oczach, chociaż sam to zaproponował, albo co myślą ludzie nas mijający pomimo tego, że nikogo nie dostrzegłem. Czerpie radość z tego gestu, którym nie obdarzyła mnie nawet mama. Możliwe, że myślała, że tego nie chce. Ale chciałem i chce. I ofiarował mi to prawie obcy chłopak niemający zielonego pojęcia, dlaczego teraz znajduje się tu gdzie jestem. Ale tak jest dobrze.
A przytulenie przynosi nikłe, lecz jednak, ukojenie.
Postanowiłem, że te kilkanaście sekund wystarczy, więc opuściłem obejmujące go ramiona i odsunąłem się, kiedy on też mnie puścił. Spojrzałem w górę i uśmiechnąłem się szeroko.
-Masz dołeczki- powiedział, odwzajemniając uśmiech. Ruszyliśmy w dalszą drogę.
-Słucham?
-Kiedy prawdziwie się uśmiechasz w twoich policzkach pojawiają się dołeczki, więc teraz będę wiedzieć, kiedy uśmiechasz się szczerze.
-Ok- dzięki temu chłopakowi znów oddycham normalnie. Jestem mu wdzięczny.

Okazało się, że na kartce z notesu Krystian napisał "coś bladego", "coś jasnego" i "coś fajnego". Zirytowałem się, mając pustkę w głowie co do tego co kupić. Wiedziałem, że wybiorę jakieś standardowe, potrzebne rzeczy, ale nie wiedziałem co to może być.
Sklep, a raczej jakiś magazyn, znajduje się kilka kilometrów od domu, więc postanowiłem, że cokolwiek kupie poproszę o dostawę do domu, gdyż wątpię, abym ja albo Krystian dał radę dodźwignąć zakupy do domu. Tak więc chodziliśmy z wielką kartką i długopisem i zapisywaliśmy nazwy i numery wszystkich rzeczy, które pasowały do opisu "coś”, który stworzył blondyn.
Chłopak miał ogromną frajdę chodząc między półkami i pytając czy coś mi się podoba, a ja w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach byłem na "tak”, więc zatrzymywałem się na dłuższą chwile, aby swoim koślawym pismem zapisywać wszystkie te rzeczy, podczas gdy on uciekał mi gdzieś i następne kilka minut musiałem poświęcić na jego szukanie. Proces ten powtórzył się kilkanaście razy, ale nie wkurzałem się, gdyż były to pierwsze normalne chwile w moim życiu od śmierci Radka. Po zostawieniu listy pracownikom postanowiliśmy pójść do kwiaciarni, bo mama Krystiana obchodzi imieniny. Z jeszcze większym zaangażowaniem rozmyślał o tym, jakie kwiaty powinien wybrać, a kiedy się zdecydował pozostała kwestia koloru. Stałem z boku przypatrując się mu i co jakiś czas kichając na jakieś polne zielsko, którego było bardzo dużo.
-Uczulenie?- Zapytał w pewnym momencie, schylając się nad fioletowymi gerberami. Odpowiedziało mu moje kichnięcie.
Po kilku minutach wybrał odpowiednie kwiaty bez pomocy pracownika, który przypatrywał mu się z rozbawieniem w oczach, ale kolejne minuty zajęły mu wykłócanie się z nim jak powinien wyglądać idealnie zrobiony bukiet. Postanowiłem na ten czas wyjść z kwiaciarni i poczekać na pobliskiej ławeczce niedaleko sklepu.
-Już- zjawił się obok i zaczęliśmy iść w kierunku mojego domu. Miał skwaszoną minę, patrząc na bukiet w ręce, ale stwierdził, że jego mama ucieszyłaby się nawet z pojedynczej stokrotki.
Patrzyłem na swoje poranione dłonie niezadowolony. Już nie bolały, ale skóra nie zdążyła w tak krótkim czasie się zagoić. Włożyłem je do kieszeni bluzy, kuląc się przez silniejszy podmuch wiatru.
-Odprowadzę cię- powiedziałem nagle, nie wiedząc czy może przerywam mu w kolejnym monologu, gdyż znów się zamyśliłem. Kiedy chłopak już otwierał usta, aby coś powiedzieć nagle do jego twarzy przyległ pomarańczowy liść, który uparcie nie chciał się odczepić z jego policzka. Wybuchnąłem śmiechem, patrząc na jego skwaszoną minę, jednak nic nie zrobił, aby pozbyć się gościa. Podszedłem do niego i nadal się śmiejąc odczepiłem mokrego liścia z policzka.
Poszedłem przed siebie, a chłopak doskoczył do mnie i w milczeniu szliśmy dalej. Ominęliśmy mój dom i kierowaliśmy się w stronę dobrze nam znanej łąki, lecz przeszliśmy wzdłuż niej i zatrzymaliśmy się przed ciemnobrązowym domem.
-Twój śmiech brzmi jak dzwoneczki- powiedział marszcząc nos i drapiąc się za uchem. Najwyraźniej o czymś intensywnie myślał.
-Dziękuję za pomoc- zignorowałem jego komentarz dotyczący mojego śmiechu.
-Nie ma za co- obradował mnie szybkim niedźwiadkiem- przyjdę po ciebie w poniedziałek przed szkołą, okay?- Pokiwałem głową- o siódmej trzydzieści?- Znów potwierdziłem. Pożegnaliśmy się, chłopak odwrócił się i poszedł w stronę drzwi. Patrząc na niego, na bukiet w jego dłoni wyobraziłem sobie jak niesie go swojej dziewczynie, która, widząc go, całuje w policzek i wstawia kwiaty do wazonu.
Odwróciłem się i poszedłem w stronę domu.

Było naprawdę miło.

23 sie 2015

Czyny przemawiają głośniej niż słowa - Rozdział 20

Tak opornie jak ten rozdział nie pisało mi się nic nigdy. Pisałam go prawie trzy tygodnie, a mimo to wyszedł okropnie, ale wstawiam, bo na lepszą jego wersje nie wpadnę.

***

Pod koniec czerwca dotarło do mnie to jak bardzo nauka potrafi być męcząca. Oczywiście nie dowiedziałem się tego obserwując chłopaków tylko siebie. Nastolatkowie rzadko kiedy uczęszczali w zajęciach, większość czasu spędzaliśmy razem jeżdżąc gdzieś lub siedząc w domu któregoś z nas.
W ostatnim tygodniu przed rozpoczęciem wakacji żaden z trójki przyjaciół nie postawił stopy w szkole, ale ja nadal musiałem się uczyć aż do pierwszego lipca. Przekichane. Większość z moich nauczycieli odpuściła, ale jeden z nich uparcie, trzy razy w tygodniu przesiadywał ze mną prawie dwie godziny. Tomek. Ile to ja był go nie przeklinał w myślach on i tak punktualnie zjawiał się na lekcje angielskiego. Mężczyzna nie wzbudzał we mnie żadnych podejrzeń od jakiegoś czasu, ale ja i tak nie odważyłem odezwać się do niego ani razu.

Jeszcze tylko godzina.
Tak powtarzałem sobie na lekcji. Dzięki bogu ostatniej w tym roku, jeśli nie w ogóle gdyż coraz częściej rozważałem powrót do liceum, aby normalnie napisać maturę i następnie pójść na studia.
-Oliverze?- Podniosłem wzrok znad zeszytu patrząc teraz w oczy Tomasza wyczekująco- dlaczego się do mnie nie odezwiesz?- Niejednokrotnie zadawał mi to pytanie, ale nigdy nie dostał odpowiedzi. Może czas to zmienić?
-Nie lubię mówić do obcych- Nie lubię mówić do osób, które wsypują mi narkotyk do napoju, a potem widząc mnie udają, że nic się nie stało.
Mężczyzna zrobił dziwny wyraz twarzy, po czym zaczął pakować swoje rzeczy do torby.
Usłyszałem trzask zamka w drzwiach, pod którymi po chwili stałem i rzuciłem się na Kamila tuląc go mocno. Usłyszałem cichy śmiech.
-Dlaczego nie było cię tak długo?- Zapytałem z żalem w głosie po odsunięciu się od niego. Marek odchrząknął za moimi plecami.
-Miło pana widzieć- nienawidziłem tego spokojnego, oficjalnego tonu, który słyszałem codziennie.
-Cześć- odpowiedział mu z uśmiechem. Przesunął walizki gdzieś w kont. Zauważyłem, że dość nieźle się opalił i był w całości, co oznaczało, że zadanie, które przydzielił mu Mateusz nie było aż tak niebezpieczne. Ziewnął głośno- Marku już możesz iść do swoich spraw. Mam nadzieję, że Oliver nie sprawiał problemów.
-Pierwszy raz spotykam tak spokojnego nastolatka- śmieje się i w tym momencie przestaje być straszny. W chwili, kiedy Kamil powiedział, że koniec jego zadania stał przede mną zupełnie inny człowiek. Wydałem z siebie zduszony jęk, kiedy z salonu wyszedł Tomek i bez słowa minął naszą trójkę wychodząc z domu. Kamil spojrzał na niego dziwnie, po czym wrócił wzrokiem do mnie.
-Mam dla ciebie prezent.
-Uh- jęknąłem wystraszony. Za dobrze pamiętam jego ostatni prezent, przez który trafiłem do szpitala.

*

-Wskakuj- kiwnął głową w stronę wózka spożywczego.
-Może lepiej ja popcham, a Ty będziesz wybierać towar?- Spojrzałem na niego krzywo gdyż wizja siedzenia na metalowej kratce nie podobała mi się. W końcu zrobiliśmy tak jak mówiłem- Gabriel szedł przede mną, ja pchałem wózek, w którym z każdą następną minutą było coraz mniej miejsca. Robiliśmy cotygodniowe, większe zakupy do domu Mateusza, chociaż nie wiem, po co aż tak duże skoro jego syn większość czasu przebywa u mnie, a wątpię, aby nawet on zjadł aż taką ilość jedzenia. Była sobota, więc ruch był większy niż zazwyczaj w tygodniu, ale nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo jak na przykład spojrzenia ludzi. Nie rozumiałem tego całego fenomenu oceniania kogoś po zerknięciu na daną osobę, oceniania na podstawie wyglądu. Mnie to nie dotyczy, ale zauważyłem, że większość ludzi niestety tak, nawet tych starszych. Krępowało mnie takie zachowanie, ale co zrobię? Nic nie zrobię. Z czasem zacząłem rzucać poszczególnym osobą pogardliwe spojrzenia, ale to nie działało za bardzo, a nawet pogarszało sytuację. Kilka osób zmarszczyło brwi lub prychnęło. Postanowiłem więc skupić się na Gabrielu, który bez słowa maszerował między półkami co jakiś czas zatrzymując się, czytając etykiety lub zerkając w moją stronę. Po kilku minutach zacząłem skupiać się tylko na nim, na tym jak się porusza, w jaki sposób odgarnia włosy z czoła chcąc ułożyć je do tyłu jednak pasma buntowały się i wracały na swoje miejsce. Zwracałem uwagę na najdrobniejszy szczegół, jakim jest wsuwanie dolnej wargi pod górną, kiedy myślał nad tym, jaki sos wybrać lub figlarny uśmieszek, kiedy wziął kilka różnych, gdy nie mógł się zdecydować. Zaczęło mnie to fascynować i bawić. Nigdy wcześniej nie poświęcałem takim rzeczom większej uwagi, bo nawet nie myślałem, że może być to takie ciekawe. Zorientowałem się, że robię dokładnie to co mnie denerwuje. Jednak obserwowanie kogoś z zainteresowaniem, a patrzenie i ocenianie to dwie dość różne rzeczy.
W pewnym momencie zatrzymaliśmy się między półką ze słodyczami, a kawami. Brunet odwrócił się w moją stronę i po włożeniu czekolady do koszyka pocałował mnie przelotnie, po czym bez słowa odwrócił się i szedł dalej, a ja za nim jakbym był jego ogonem. Uwielbiam, kiedy obdarza mnie takimi drobnymi, z pozoru mało znaczącymi gestami, bo to właśnie one sprawiają mi najwięcej przyjemności. Zagryzłem wargę chcąc powstrzymać się od doskoczenia do niego i ponownego pocałunku i udało mi się, ale po chwili znów się zatrzymaliśmy, a Gabi wlepił w coś swoje wielkie oczy i uśmiechnął się.
-Który najlepszy?- Zerknąłem na to co on i ujrzałem popularną linie żeli marki durex.
-Wiśniowy- znowu zahaczyłem zębami o usta i uśmiechnąłem się. Gabriel chwycił wspomniany przedmiot w ręce i wrzucił do wózka- po co to?- Uśmiechnął się, otoczył wózek i położył mi ręce na biodrach, pocałował w czoło i spojrzał maślanymi oczyma w moje- no co?- Zrobił zabawny dziubek i przekręcił usta w prawą stronę.
-Może… chciałbyś?- Mina mi zrzedła, kiedy to powiedział.
Czy bym chciał? Tak, z nim tak. Nawet bardzo. Mimowolnie przez te słowa podnieciłem się lekko i chłopak pewnie to poczuł gdyż jego udo dotykało tamtych rejonów mojego ciała. Jednak nie chciałbym zrobić tego bezmyślnie, z kimś nieodpowiednim. I mimo że Gabi jest jak najbardziej odpowiedni mam pewne wątpliwości, bo najpierw chciałbym odpowiedzieć mu na słowa „Kocham Cię” tym samym, a potem dopiero uprawiać z nim seks. Nie na odwrót albo w ogóle bez pierwszego punktu.
Westchnąłem, a on puścił mnie i zakończył swoją podróż między półkami.
-Weź prezerwatywy- rozbrzmiał mój głos odważnie, a chłopak zatrzymał się w połowie kroku i odwrócił głowę w moją stronę..
-Co?- Chyba chciał się upewnić w tym, co właśnie powiedziałem.
-Mówię abyś wziął prezerwatywy- mruknąłem mniej pewnie patrząc mu w oczy- nie mówię, że zrobimy to od razu po powrocie do domu- cmoknąłem go w policzek, kontem oka dostrzegłem wykrzywioną w niesmaku twarz starszej kobiety- jednak myślę, że niedługo, a bez nich nie mam zamiaru chociażby się rozebrać- lekko pokiwałem przecząco głową. Gabriel zaśmiał się, ale szybko zrobił to, co powiedziałem jakby bał się, że się rozmyśle i zniknął gdzieś, a ja z ociąganiem pchałem dalej ciężki wózek po drodze wkładając do niego paczkę chipsów.
-Okropieństwo- usłyszałem z lewej strony, a kiedy tam spojrzałem miałem przed sobą wcześniej wspomnianą starszą kobietę- tak przed ludźmi to nie ładnie.
-Przepraszam, ale co konkretnie Pani nie pasuje?- Zapytałem nie będąc pewnym czy chodzi o to, że w ogóle przymilałem się do Gabriela czy właśnie o to, że akurat do niego
-Oh, nie- zachichotała, a ja skrzywiłem się słysząc ten okropnie zachrypnięty dźwięk- chodzi mi o to, że tu są dzieci, a nie o twój homoseksualizm młodzieńcze.
-Dobrze- nie obiecałem jej, że to się nie powtórzy, bo sam w to nie wierzyłem, ale przyjąłem jej słowa do siebie i ulżyło mi wiedząc, że istnieją starsi ludzie tolerujący odmienność, czego zapewnię nie było za czasów ich młodzieńczych lat. Oglądałem mnóstwo filmów o tym jak jeszcze kilkanaście lat temu wszędzie panował rasizm i homofobia. To aż zdumiewające ile podczas tych lat się zmieniło. Nie ma podziału na kolor skóry aż tak znaczącego, aby wynikały z tego bunty. Nie ma też aż tak dużej nietolerancji na osoby innej orientacji, a właśnie przeciwnie- są parady równości. Nie mam na myśli kraju, w którym mieszkam gdzie są one mniej lub bardziej udane, ale Amerykę.
-Oliver?- Obejrzałem się do tyłu- coś ty taki zamyślony?- Zapytał Gabriel, a ja wzruszyłem ramionami.
-Masz już wszystko?- Wskazałem wózek
-Tak, wracajmy.
Aż do spakowania zakupów nie byłem w stanie odwrócić wzroku od dwóch zakupionych przedmiotów myśląc jednocześnie, co ja właśnie zrobiłem.

*

-Wyjazd jest za dwa tygodnie- moja prawa brew poszybowała do góry, nie rozumiałem, o co mu chodzi- nad jezioro- podpowiedział widząc moją dezorientację.
-Do tych domków?- Dopytałem. Przytaknął- jedziemy sami?
-Gdzie się wybieracie?- Zapytał Kamil wchodząc do kuchni.
-Z Gabrielem jedziemy nad jezioro- podgryzłem policzki od wewnątrz czekając na to co on odpowie, ale nie skomentował tego ani słowem i po wzięciu soku wrócił na górę, pewnie do Mateusza. Odwróciłem się w stronę bruneta.
-To jedziemy sami?
-No, a z kim niby?
-Nie wiem. Myślałem o chłopakach- położy dłonie na moich biodrach i pociągnął do przodu złączając nasze usta. Mruknąłem cicho zarzucając mu dłonie na ramiona i krzyżując nadgarstki.
-Sami- wyszeptał wprost do mojego ucha podgryzając je po chwili. Zadrżałem i wyplątałem się z jego objęcia kończąc wypakowywanie zakupów i wkładając żel wraz z kondomami do kieszeni spodni. 

Promienie słońca wpadają przez samochodowe okno ogrzewając mi twarz. Przymykam oczy gdyż staje się to niekomfortowe, a mimo to wychylam lekko głowę, aby poczuć przyjemny wiatr, który rozwiewa ciemne pasma moich przydługich włosów łaskoczących mnie w twarz.
-Ah, jak przyjemnie- mamrocze nie będąc pewnym czy Gabriel mnie usłyszy, ale słyszy i odpowiada.
-Tak, mamy lato- jego głośny śmiech rozbrzmiewa w aucie i wprawia mnie w stan upojenia. Patrzę na niego, na to, co mocniejsze podmuchy wiatru wyprawiają z jego włosami, jak mruży oczy, chociaż słońce do nich nie dociera, na żyły i włoski na jego rękach, długie i zgrabne palce zaciskające się na kierownicy i znów na ciemne oczy. Jest idealny według mnie.
-Co tak patrzysz?- Kącik jego ust unosi się w górę, a oczy na krótką chwile spoglądają na mnie, po czym znów na drogę. Jedziemy między jakimiś niesamowicie długimi polami.
-Jesteś przystojny- odpowiadam i siadam w normalnej pozycji wpatrując się w horyzont.
-Tak?
-Tak- kiwam głową.
-A co na przykład jest we mnie przystojnego?- Kontem oka widzę, że patrzy na mnie.
-Wszystko mi się podoba, nie potrafię podać, co najbardziej.
-Niech ci będzie- wytarmosił moje włosy- ja chyba przyzwyczaiłem się do twojego piękna…
-Tak właściwie to gdzie jedziemy?- Bardzo chciałem zmienić temat, a chłopak nic wcześniej mi nie powiedział o celu naszej podróży.
-Dowiesz się, kiedy dojedziemy.
Telefon w mojej kieszeni wibruje, więc wyciągam go i patrzę na wiadomość.

Michał: Siema, masz dzisiaj czas?  :)
Ja: Jadę gdzieś z Gabrielem i nie wiem kiedy wrócę.
Michał: Dobra, a jutro?
Ja: Jutro ok. O ci chodzi?
Michał: To do jutra! Wpadnę po 19. Bądź sam :D
Ja: Powiedz o co chodzi?
Ja: Proszę 
Ja: Michał!
Michał: :)

-Oliver, co się dzieje?- Głos Gabriela wyrywa mnie z krótkiego zamyślenia.
-Nic- podrapałem się po brodzie i znów spojrzałem w bok za okno. Wzdycham. 

Podróż trwa długo, bo aż dwie godziny, a ja z każdą następną minutą mam bardziej zdrętwiały tyłek niż kiedykolwiek. Jednak nie mogłem narzekać gdyż widok zapierały dech w piersi. Z każdym następnym kilometrem staję się coraz bardziej senny.
-Jesteśmy- mówi w końcu, a ja podskakuje wyciągnięty z poł-snu. Szybko wychodzę na dwór, upadam na kolana, ale podnoszę się i otrzepuje spodnie. Rozglądam się starając dowiedzieć gdzie jesteśmy, ale widzę tylko pole zboża. Przeczesuje i ciągnę lekko za włosy nie rozumiejąc o co chodzi. Słyszę dźwięk otwieranego bagażnika, więc idę do Gabriela.
-Powiesz mi...?
-Piknik .
Ponownie się rozglądam.
-W zbożu?- Dotykam jego ramienia. Chłopak prostuje się i kręci głową, a następnie wskazuje palcem początek lasu i śmieje się 
-Tam jest plaża. Nie podjadę bliżej, bo nie ma jak.
Wyciąga duży koszyk i koc, który mi podaje, zamyka wszystkie zamki w aucie, splata nasze ręce i idziemy w wcześniej wskazanym kierunku. Patrzę na jasne niebo, na którym nie ma nawet małej chmurki.
 Wiatr układa nasze włosy, a słońce grzeje uśmiechnięte twarze. 

Za lasem, a właściwie w lesie faktycznie jest jezioro, a wokół niego plaża oraz pomost na wodzie ciągnący się z jednego końca na drugi przechodzący przez środek jeziora. Wysokie drzewa z rozrzedzonymi liśćmi rzucają cień na kawałku opiaszczonego miejsca, ale i tak jest tam bardzo ciepło- właśnie w tym miejscu rozkładany koc i wszystko to co jest w koszu. Gabriel się przygotował robiąc stos kanapek, czyszcząc owoce i robiąc sok. Uwielbiam każde jedzenie, które zrobi, bo zawsze jest smakowite. I kolorowe. 
Czuje się zażenowany gdyż gdybym wiedział o tym sam bym coś przygotował, ale zdaje sobie sprawę, że Gabriel chciał zrobić mi niespodziankę. 
-No to co?- Mruknął po kilku godzinach spędzonych na plaży- fajny pomysł na pierwszą randkę?
Z trudem przełykam winogrono i zmuszam się do uśmiechu. Nie wiem czy szok przewyższa nad radością, jaką czuje, ale jest to wspaniale uczucie.
-Bardzo fajny- przyznaje w końcu. 
Gabriel podnosi się, przyklękuje i przybliża się do mnie, a ja wiedząc co chce zrobić uśmiecham się i zaczynam go całować. Kładzie mi dłoń na policzku, zaciskam dłonie na jego koszulce, odsuwa ręką przeszkodę, którą musi pokonać i kiedy kładę się na piasku zawisa nade mną. Powoli brakuje nam tchu, odsuwa się i po złożeniu ostatniego szybkiego pocałunku na moich ustach uśmiecha się.
-Kocham cię 
Otwieram usta, aby coś powiedzieć, ale nie wiedząc co tylko wzdycham.

*

Kamil siedzi w swoim gabinecie. Pukam do drzwi i czekam aż usłyszę jego pozwolenie na wejście. Słyszę je, więc wchodzę i siadam naprzeciwko niego. Patrzę jak kończy wypełniać jakieś dokumenty. Wiecznie coś wypisuje, ale nie pytam co to jest, bo wiem że nie powinno mnie to interesować.
-O co chodzi?- Pyta po odłożeniu pióra i patrzy na mnie.
-Powiedz mi- gniotę kant koszulki między palcami- jak wygląda normalny...- Odchrząkuję cicho. Moja odwaga opuszcza moje ciało- seks dwójki chłopaków?
-Seks?- Powtarza.

***

Przechodzę kryzys i to bardzo odbija się na moim pisaniu, które przychodzi mi z trudem. Rozdział dwudziesty pierwszy napisany jest w jednej czwartej, a ja, pomimo że mam zaplanowane wszystko do ostatniego rozdziału nie wiem jak odpowiednio ująć wszystko w słowa.
Jakoś ostatnio mało widzę komentarzy.

Czyta ktoś jeszcze to opowiadanie? 

W śnieżną noc - Rozdział 3

Poczułem kwaśny smak na języku i wargach. Był tak okropny, że niemal natychmiast wróciłem do rzeczywistości i zacząłem kręcić głową, a moje włosy zmierzwiły się jeszcze bardziej wchodząc do oczu i łaskocząc uszy oraz kark. Chwyciłem w dłoń pustą szklankę i napełniłem wodą z kranu. Opróżniłem szybko jej zawartość. Odetchnąłem w ulgą.
-Co robisz tak wcześnie rano, kochanieńki?- Dobiegł mnie głos Pani Marysi stojącej przy stole. Prawda, jest dość wczesna godzina, bo szósta rano, ale wina tego, że tak wcześnie wstałem jest w tym, że próbuje przygotować się do porannego wstawania rano, aby móc spokojnie przygotowywać się do szkoły i wyprowadzić Szczypiora na spacer, bo nie powinien wypróżniać się w ogrodzie.
Spojrzałem na kobietę, która jest już kompletnie ubrana w spódnicę i jakąś bluzkę. Przetarłem oczy i ziewnąłem szeroko.
-Chciałem zjeść śniadanie- gosposia zaśmiała się, słysząc moje słowa. Wzięła ze stołu jakiś pojemnik i wskazała na niego.
-Jesz żelki z rana?- Znów zaśmiała się w swoim irytującym, babcinym sposobem. Przeczesałem palcami roztrzepane kudły i pokręciłem głową z zrezygnowaniem- zrobię ci jedzonko, tylko powiedz, co byś chciał- wygięła pomalowane na czerwono usta w uśmiech, ukazujący protezę zębów.
-Nie, nie trzeba- szybko pobiegłem w stronę schodów i w mgnieniu oka je pokonałem.
Wszedłem do jeszcze niewyremontowanego pokoju i podszedłem do kartonów, które wczorajszego wieczoru przestawiłem pod ścianę, za którą jest łazienka. Otworzyłem pierwszy karton i wyciągnąłem ciemnozieloną bluzę Radka z dwoma poziomymi paskami koloru białego na każdym rękawie i kapturem, z którego wystawały końcówki grubych, białych sznurko-sznurówek. Z walizki wyciągnąłem jedne ze swoich czarnych spodni oraz bieliznę i skarpetki. Poszedłem do łazienki. Nie miałem nic przeciwko temu, że mama postanowiła ją urządzić bez konsultacji ze mną, bo kobieta dobrze wie, jaki mam gust, co lubię i również tym razem trafiła w dziesiątkę. W najbardziej oddalonym kącie znajduje się kabina prysznicowa z całkowicie przezroczystą szybą bez zniekształceń, zabarwień, które mógłby ustrzec przed podglądaniem, bo kto miałby mnie podglądać w mojej łazience? Obok kabiny znajduje się muszla klozetowa. W łazience jest jeszcze wanna i blat, umieszczony w przeciwległym kącie niż kabina, ciągnący się od jednej ściany do drugiej, w którym jest zlew oraz na ścianie przed nim spore lustro. Łazienka jest koloru jasnego granatu.
Ciuchy położyłem na blacie niedaleko zlewu i spojrzałem w lustro.
Posiadam niebieskozielone oczy otoczone gęstymi, ciemnymi rzęsami oraz włosy o kasztanowym kolorze, które falują na całej długości, po bokach głowy są krótsze niż u góry, a przez to, że dawno nie odwiedziłem fryzjera odrosły i teraz jeszcze bardziej nie chcą się jakkolwiek układać. Moja skóra jest raczej blada, a pod otoczonymi czerwonymi obwódkami oczami są dość widoczne wałki od zmęczenia.
Postanowiłem wziąć prysznic, po czym, z owiniętym ręcznikiem w pasie, szczotkowałem zęby patrząc w swoje odbicie lustrzane.
Podoba mi się moja przeciętność.
Założyłem wcześniej przygotowane ubrania i rozczesałem włosy nakładając na nie trochę żelu, aby przestały się elektryzować. Podwinąłem rękawy od bluzy i wyszedłem z łazienki. Założyłem adidasy i po wzięciu czerwonej smyczy należącej do Szczypiora wyszedłem do ogrodu, aby znaleźć psa i wyjść z nim na spacer.
Okazało się, że za domem znajduje się basen kryty. Nawet nie chciałem myśleć, jaka to przesada ze strony rodziców kupując ten dom. Z tego, co wczoraj mówili, mężczyzna, który zlecił jego wybudowanie nawet w nim nie zamieszkał, stwierdzając, że jest dla niego za duży, chociaż sam taki chciał. Nie komentuje jego logiki, a raczej jej braku.
Kilkanaście metrów od basenu, w pobliżu ogrodowej huśtawki stoi spora buda Szczypiora, z której wystaje jego ogon.
Zagwizdałem i pies chwile później znajdował się przy mnie, schyliłem się, aby przypiąć do obroży smycz i poszedłem do otwartej już bramy. Skierowałem się w drugą stronę niż wczoraj i po jakimś kilometrze asfalt ustąpił miejsca piaskowej drodze. Po następnych kilkuset metrach zaczęły występować drzewa z pomarańczowymi liśćmi wzdłuż drogi, a co jakiś czas mijałem domy jednorodzinne. Szczypior skakał uradowany spacerem i szczekał wesoło, czasem odwracając łeb w moją stronę. Bawiło mnie to, gdyż zachowywał się jak szczeniak. Uśmiech sam wpraszał się na moje usta, kiedy na niego patrzyłem.
Nagle rozległo się szczekanie innego psa, a Szczypior wyczuwając towarzystwo do zabawy zaczął mocno szarpać w kierunku skąd dobiegał głos obcego czworonoga. Materiał wyszarpnął z mojej dłoni i zaczął pędzić w stronę gęstych drzew. Biegłem za nim, nawołując. Wkraczając między drzewa, potknąłem się o wystający z ziemi korzeń i wywaliłem, obcierając do krwi dłonie, ale po krótkiej obserwacji ich podniosłem się i zacząłem już spokojnie iść w stronę skąd słychać było szczekanie dwóch psów.
Wyszedłem zza drzew na małą łąkę z wysoką trawą i najpierw w oczy rzuciły mi się dwa biegające labradory. Obcy pies posiadał sierść koloru blond. Uspokoiłem się, że zwierzaki nie zaczęły warczeć i się gryźć, tylko oby dwa były spokojne i szczęśliwie bawiły się w trawie podgryzając swoje ogony i uszy.
-Cześć, Miki- usłyszałem po prawej. Odwróciłem się w tamtą stronę i ujrzałem Krystiana ubranego w podobny sposób do mnie z rozwianymi przez wiatr włosami. W dłoni trzymał czarną smycz należącą do swojego psa.
-Hej, Kiki- przedrzeźniłem go, co wywołało uśmiech na jego twarzy. Zmierzył moją sylwetkę wzrokiem.
-Pokaż dłonie- nadal obserwując z zaniepokojeniem naszych pupili wyciągnąłem w jego stronę ręce, które chwycił za nadgarstki i zaczął wykręcać w różne strony. Poczułem na nich wilgoć i odskoczyłem szybko, unikając dalszego kontaktu poranionej skóry z wodą- daj je- mruknął.
-Zrobię to w domu- odpowiedziałem trochę zdenerwowany. Spojrzałem na ręce i otrzepałem je z nadmiaru wody- co tu robisz?
-Wyprowadzam Dolara przed rozpoczęciem zajęć- rozbawiło mnie imię jego psa, ale nie dałem tego po sobie poznać. Pokiwałem tylko głową i zrobiłem kilka kroków, aby następnie położyć się na ziemi i patrząc w niebo. Usłyszałem szelest obok i już wiedziałem, że chłopak zrobił to samo co ja.
Naprawdę nie chciałem, ale samo przypomniało mi się jak czasem godzinami spędziłem tak czas z Radkiem obserwując chmury, czasem gwiazdy nocą.
Łzy spłynęły po bokach mojej twarzy, ale otarłem je rękawami bluzy zanim dotarły do uszu.
-Muszę iść- usłyszałem po kilku minutach. Krystian wstał i widziałem jego sylwetkę z perspektywy trawki. Spojrzał na mnie z góry, aby w następnej chwili zawołać Dolara i przypiąć mu smycz- Do zobaczenia, krasnalku- zaśmiał się pod nosem i odszedł
A ja zostałem na łące sam z moimi myślami.

*

Trzy dni później, w piątek remont mojego pokoju dobiegł końca, a nawet meble znalazły się na swoim miejscu dzięki temu, że były w magazynie i dodatkowej opłacie za szybki transport. Wszystkie ciuchy, również należące do Radka, znalazły się w szafie i komodzie. Książki na półkach, laptop na biurku i to by było na tyle. Została tylko kwestia wybrania dodatków, do czego nie miałem głowy, a nie chciałem prosić o pomoc mamy teraz, kiedy ma mnóstwo pracy.
W głowie pojawił mi się pomysł zgłoszenia się z tym problemem do Krystiana. Chłopak pomógł mi z meblami, a nie sądzę, aby to był przypadkowy wybór. Po prostu blondyn posiada dobry gust i wyczucie.
Tak więc wstałem, ubrałem się i poszedłem do kawiarni, w której spodziewałem się spotkać chłopaka. Jest godzina piętnasta, więc chyba już po lekcjach, a jeśli tak, to teraz pracuje w kawiarni tak jak mi powiedział, że to robi po skończeniu wszystkich zajęć.
Szedłem przez miasto, z słuchawkami w uszach głośno słuchając muzyki, mijając wielu nastolatków. Niejednokrotnie przychodziłem obok chłopaków odzianych w mundurek, co świadczyło o tym, że chodzą do mojej przyszłej szkoły. Z tego, co wiem Trójka to jedyna placówka, w której obowiązują takie same stroje. Mundurki składają się z ciemnogranatowych spodni i tego samego koloru marynarki oraz białej koszuli. Prawdopodobnie kolor krawatu zależny jest od klasy, do której się chodzi, a buty ma się takie, jakie się chcę. To plus.
Kilka razy widziałem jak ktoś obdarowuje mnie zaciekawionym spojrzeniem, ale to normalne. Każdy tak robi. Może właśnie ten fakt uspokaja mnie na tyle, aby się nie irytować.
Będąc w parku wyciągnąłem słuchawki, zwinąłem je wkładając do kieszeni i pokręciłem głową chcąc tym ruchem ułożyć włosy.
Pod nogami rodził się dźwięk łamanych gałązek i suchych liści.
Wszedłem do lokalu i w pierwszej chwili pomyślałem, że to nie ta sama kawiarnia. Każdy stolik był zajęty, w tle leciała muzyka i czuć było zapach gofrów. Ludzie, głównie nastolatkowie, prowadzili ożywione rozmowy wykłócając się i śmiejąc, a miedzy nimi, pod stołami znajdowały się psy szczęśliwe tym , że są otoczone rozpieszczającymi ich osobami.
Podszedłem do lady i odczekałem chwile aż dziewczyna stojąca przede mną złoży swoje zamówienie. Kiedy w końcu to zrobiła nadeszła moja kolej. Poczułem dziwną ulgę, kiedy zobaczyłem Krystiana.
-Poproszę zamówienie- powiedział, patrząc na trzymany notatnik. Wyglądał dobrze w czarnym fartuchu z koszulą pod spodem.
-Ja...- Urwałem, nie wiedząc, co mam powiedzieć. Patrzyłem na jego czubek głowy płaczliwie. Za mną stał jakiś zniecierpliwiony chłopak, a ja panikowałem, nie mogąc się odezwać. Na szczęście blondyn podniósł głowę i spojrzał na mnie. Najpierw dostrzegłem na jego twarzy zniecierpliwienia, a później uśmiech.
-Hej, wejdź od strony zaplecza- nawet nie pytałem, dlaczego kazał mi to zrobić. Może wyczuł, że nie chce niczego zamawiać tylko porozmawiać?
Wyszedłem z kawiarni i okrążyłem cały budynek, aby z jego tylu znaleźć szare, metalowe drzwi. Otworzyłem je i po wejściu zamknąłem. Znajdowałem się na zapleczu. Wyszedłem z niego szybko i znalazłem się na tyle kuchni. Krystian siedział na krześle przy ścianie trzymając w dłoni kubek. Usiadłem na podłodze, po turecku przed nim i zadarłem głowę do góry, aby spojrzeć na jego twarz. Odłożył trzymany przedmiot na podłogę. W oczy rzuciło mi się jego zmęczenie.
-Co tam, malutki?- Uśmiechnął się.
Postanowiłem zignorować to jak mnie nazwał i po wzięciu głębszego oddechu powiedziałem:
-Mam do ciebie prośbę- dlaczego mój głos zawsze jest taki słaby i cichy? Chłopak odpiął kolejny guzik swojej koszuli i odwiązał fartuch, ściągając go z siebie.
-Dawaj- zachęcił, patrząc na moją twarz.
-Pomógłbyś mi wybrać dodatki do pokoju?
-Meble już są?- Pokiwałem głową- dobrze- zgodził się po chwili- jutro?- Potwierdziłem- Podasz mi adres, to wpadnę do ciebie, zobaczę, co by pasowało i pójdziemy do sklepu, okay?
-Okay.
-...A w zamian- tak myślałem, że będzie chciał coś w zamian. Ale to fair skoro ja coś od niego chcę- chciałbym abyś się uśmiechnął.
Zamurowało mnie.
-Słucham?- Oparł łokcie o kolana i schylił się w moim kierunku.

-Jeszcze nie widziałem twojego uśmiechu. Prawdziwego uśmiechu- westchnął- ten oszukany się nie liczy.