Mama mówiła mi, że jestem cudem.
Tak naprawdę mnie nie miało być. To nie
było możliwe żeby zaszła w ciążę... A jednak stało się. Niejednokrotnie udało mi
się uniknąć śmierci. Po raz pierwszy, kiedy urodziłem
się, jako wcześniak. Drugi raz miał miejsce, kiedy
kilka miesięcy po porodzie nareszcie, jako niemowlę, mogłem zobaczyć coś poza
ścianami szpitala- stłuczka samochodowa.
Z każdym następnym wypadkiem stawało się
to czymś na wzór przyzwyczajenia.
Zawsze wychodziłem z opresji bez większych
uszkodzeń niż złamana kończyna.
Uważałem to za pech, dzięki któremu
rodzice zdecydowali się o mojej nauce w domu, a nie w zwykłej, publicznej
placówce, ale mama mówiła o mnie jak o cudze. Cudzie, który nie powinien zostać
stworzony i wszechświat stara się go pozbyć, ale bezskutecznie.
Zawsze cieszyłem się, że udało mi się
przeżyć pierwsze piętnaście lat, ale później nadeszło piekło. Mama odeszła,
zniknęła bez żadnego pożegnania, słowa i już nikt nie mówił, że jestem cudem, a
ja z czasem zastanawiałem się, kiedy nadejdzie czas, w którym świat pozbędzie
się niepotrzebnego śmiecia.
Kiedy miałem szesnaście lat myślałem, że
nadszedł mój czas, ale ktoś postawił na mojej drodze Kamila. Uratował mnie, ale
ja wiedziałem, że prędzej czy później jakoś uda się Adamowi mnie dopaść i że
umrę nim zdążę mrugnąć powieką, lecz nie mogłem spodziewać się, że to stanie
się, kiedy wydawało mi się, że wracam do świata żywych.
*
Na początku nie czułem nic.
Naprawdę nic.
Później poczułem wszystko.
Zimno, wilgoć, smród, ból. Otworzyłem oczy
i chciałem je przetrzeć, ale ręce miałem związane za plecami. Szarpnąłem.
Raz
Drugi
Trzeci
Zero skutku, a coś, co miałem obwiązane
dookoła nadgarstków z każdym ruchem coraz boleśniej mi się wpijało i tarło
skórę. Klęczałem z pośladkami na własnych kostkach
związanych ze sobą i tak samo jak ręce przymocowanymi do czegoś, co było za mną.
Rozejrzałem się dookoła chcąc się dowiedzieć gdzie jestem, ale jedno, małe
okienko nie dawało dużo światło mimo to domyśliłem się, że w tym paskudnym pokoju
nie ma niczego poza moją osobą. Myliłem się.
Stał, a właściwie opierał się o jedną,
zszarzałą ścianę i obserwował mnie.
Kiedy zauważył, że go dostrzegłem podszedł
bliżej. Nie zmienił się. Czarne włosy miał ścięte na krótko, twarz była
idealnie gładka, a niebieskie spojrzenie przeszywało tak jakby mogło dostrzec
najmniejszy ruch mięśni.
-Witaj, synku- gdybym go nie znał
powiedziałbym, że w jego głosie jest nutka smutku, ale znałem go i wiem, że to
nie smutek, a nienawiść.
Adam westchnął
-Długo się nie widzieliśmy-Uśmiechnął się-
to znaczy ty mnie nie widziałeś...-Wziąłem głęboki wdech. Czyli się nie
myliłem, obserwował mnie.-Obserwowałem Cię już chyba od trzech tygodni-
powiedział tak, jakby czytał mi w myślach. Zaśmiał się- nie wiem, po co dali Ci
ochroniarzy skoro to było pewne, że cię im ukradnę- spojrzałem na
niego krzywo- nie wiedziałeś?- Najwyraźniej się zdziwił- no to już wiesz.
Chociaż ten smarkacz nie przykładał się do pilnowania cię skoro tu
jesteś- o kim ty mówisz?- Ale zabawnie było obserwować
jak się stara żeby nie stracić cię z pola widzenia. A ty nawet tego nie
dostrzegałeś- zarechotał- chociaż trzeba powiedzieć, że temu całemu Gabrielowi
udało się doskonale Ciebie oswoić po tym, co ci zrobiłem- ukucnął
naprzeciwko mnie i mocno ścisnął moją szczękę jedną dłonią. Zamarłem, a
pierwsze łzy pojawiły się razem z niechcianymi wspomnieniami-O tym właśnie
mówię.- Kiedy dotknął mojej nagiej piersi zwróciłem uwagę na to, że jestem w
samych bokserkach. Zacząłem się szarpać powodując zaciskanie się supłów na
nadgarstkach. Na szczęście jego ręka zniknęła równie szybko, co się pojawiła-
na to przyjdzie jeszcze czas- wyszeptał mi prosto do ucha- najpierw chcę Ci
zdradzić kilka sekretów, ale... To później- i wyszedł.
*
Kamil wraz z Mateuszem wszedł do domu i
gdy tylko dostrzegł nastolatka stojącego w progu salonu doskoczył do niego z
chęcią przyjebania mu w twarz, ale w porę się powstrzymał. To tylko
dzieciaki- upomniał się.
-Jak to się stało?- Spytał go ojciec.
Gabriel nie miał odwagi spojrzeć im w
twarz. Nie tylko zawalił na pierwszym zadaniu w życiu, ale naraził na
niebezpieczeństwo człowieka oraz zawiódł zaufanie ojca, do którego miał ogromny
szacunek. Pierwszy raz w życiu stał przed nim z podkulonym ogonem jak u szczeniaka,
który zrobił coś, czego nie powinien.
-On po prostu poszedł biegać- zaczął
machając rękami chcąc w ten sposób wyrazić swoją frustracje- i już nie wrócił
Kamil mocno zacisnął szczękę nie chcąc
stracić panowania nad sobą.
-Mateusz...-Zaczął.
-Wiem. Gabriel ubieraj się. Jedziemy do
biura. Nie ma na co czekać. Już dziś zaczniemy poszukiwania.
Kamil nie czekając na nich wyszedł na
zewnątrz, a Mateusz wiedząc jak musi czuć się jego syn postanowił z nim
porozmawiać.
-Gabrielu- zaczął- nie obwiniaj się. Jesteś
niedoświadczony, więc nie mogłeś tego przewidzieć.
Chłopak spojrzał na niego i nie chcąc
okazać słabości starał się z wszystkich sił nie dopuścić do tego, aby łzy
ukazały się na światło dzienne.
-Tato...-Zaczął- strasznie się boję. Chyba
pierwszy raz w życiu.
-Czego się boisz?
-Że go stracę- spojrzał na ojca szukając w
jego wyrazie twarzy wsparcia, a kiedy go dostrzegł odetchnął z ulgą.
Mateuszowi przypomniała się rozmowa z
Kamilem przed ich wyjazdem, kiedy to mężczyzna przewidział romans. Zaczął się
zastanawiać czy coś zaszło między jego synem a Oliverem, ale nie miał czasu na
dłuższe zawracanie sobie tym głowy gdyż w następnej minucie pędzili przez
miasto starając się zaoszczędzić jak najwięcej czasu
*
Brzuch bolał mnie z głodu, ale ignorowałem
to tak jak przez poprzednie kilka/kilkanaście godzin/dni. Nie wiedziałem jak
długo tu jestem, ale miałem wrażenie jakby była to wieczność. Podkuliłem nogi
szukając wygodniej pozycji, ale przez związane ręce i nogi żadne ułożenie nie
było komfortowe.
Coś kliknęło, skrzypnęło i po chwili
wpatrywałem się w twarz ojca. Zdziwiło mnie, że nic nie mówiąc rozwiązał mi
ręce, które zacząłem trzeć. Tam gdzie do niedawna był sznurek teraz znajdowały
się rany od przetarcia.
Zabrałem się za rozwiązywanie nóg, ale
dłoń Adama powstrzymała mnie. Odsunąłem się, ale on chwycił mnie za poranione
nadgarstki i przybliżył mnie do swojej piersi.
-Najwyższa pora coś wyjaśnić, aniołku-
syknął i odsunął mnie od siebie. Zaplatałem się o własne nogi, odbiłem od
ściany i wyrżnąłem orła na zimną podłogę. Poczułem ból w prawej kostce.
Chyba ją skręciłem.
Adam nie odpuścił, doskoczył do mnie i
przeturlał na brzuch siadając mi na pupie. Zamarłem. Za blisko. Był za blisko.
Poczułem jego oddech na plecach później na
szyi i przy uchu.
-Gdybyś był moim synem nigdy bym Ci tego
nie zrobił- wciągnąłem gwałtownie powietrze- ta suka.. Twoja matka zdradzała
mnie... Nie jesteś moim synem- w momencie, kiedy jego ciężar zniknął myślałem,
że to koniec, ale jak zawsze się myliłem. Zsunął mi bokserki do połowy ud i
rozluźnił supeł na kostkach. Położył mi dłoń na szyi i mocno przycisnął moją
głowę do podłogi.
Nie
Nie
Proszę nie
Byłem bezsilny, nic nie mogłem zrobić, a
kiedy kolanem rozsunął mi nogi i jego członek zaczął boleśnie rozciągać moje
wnętrze otworzyłem usta, ale nie wydobył się z nich nawet jęk bólu.
*
Myślałem, że wytrzymam.
Myślałem, że będę w stanie być obojętny,
ale nie byłem, nie potrafiłem.
Walczyłem za każdym razem, ale zawsze,
kiedy kończył w moim wnętrzu zabierał mi kawałek tego, co zostało we mnie z
człowieka. Kiedyś ten zapas musiał się skończyć. Szarpałem
się, biłem go, drapałem, ale za każdym razem dostawałem w zamian podwójnie tak,
że teraz nie ma centymetra mojej skóry, na którym nie byłoby siniaka lub rany.
-Czas uczcić tydzień twojej obecności
tutaj- powiedział pewnego razu dając mi koc. Co to kurwa ma być? Rozpłakałem
się i pierwszy raz zacząłem zastanawiać się, dlaczego Kamil po mnie nie
przyszedł? Zapomniał o mnie czy po prostu mnie nie chce?
Tak jak szybko przyszła chwila ukojenie tak szybko minęła, gdy zobaczyłem Adama
z biczem w ręku. Mimo przerażenia nie mogłem się
nawet ruszyć, a o próbie walki z nim nie było mowy.
Pragnąłem tylko zasnąć
I już się nie obudzić
Czy proszę o tak wiele?
*
Dzień 21
Sześć dni temu zacząłem liczyć
*
Dzień 36
Trzy razy zmienialiśmy miejsce naszego
pobytu. Po co to robimy?
Z każdym następnym dniem czuję, że policzki
zapadają mi się coraz bardziej, a uda i brzuch stają się coraz szczuplejsze.
Widok fioletowo-zielono-żółtej skóry nie sprawia już u mnie odruchów
wymiotnych, a uczucie zaschniętej krwi na twarzy jest coraz mniej niekomfortowe.
*
Patrzy na mnie, ocenia, zastanawiając się
nad nowym rodzajem tortur, a jednocześnie bawi się pistoletem trzymanym w lewej
dłoni.
Wstaje i podchodzi, a ja zamykam oczy i
stoję nieruchomo.
Nagle pistolet wypada mu z ręki i kieruje
wzrok na metalowe drzwi.
Sytuacja jak sprzed kilkunastu miesięcy.
Widzę kilku mężczyzn ubranych na czarno. Adam zaczyna mnie szarpać i przykłada
mi zapasowy rewolwer w miejsce gdzie jest serce. Mężczyzna nie wie, że trzymam
wcześniej upuszczony przez niego pistolet i za plecami staram się wykręcić rękę
tak żeby w momencie, kiedy wystrzelę kula trafiła mu gdzieś w głowę. Adam
krzyczy coś, grozi, że mnie zabije, a ja wpatruje się w bezradnych w tym
momencie facetów, którzy rzucają swoją bronią tak żeby nie mieć do niej dostępu.
Wydaje mi się, że to doba chwila, aby
wystrzelić i tak robię. Ku mojej uldze pistolet był odbezpieczony
Chybie
Kula trafia w ramie
A w następnej chwili stoję naprzeciwko
Adama, który kieruję w moją stronę spluwę i znów coś krzyczy, ale tym razem do
mnie, ale go nie słyszę.
W momencie, kiedy chcę wycelować i
strzelić on mnie uprzedza.
Dwa strzały
Ból
Nas dwóch
Adam i ja
W tym samym momencie, kiedy on upada i
umiera ja tracę kontakt z rzeczywistością.
No to mam nadzieję że cosik sie wyprostuje, bo mnie skręciło na tego bydlaka potrzebuję jakiegoś pocieszenia.
OdpowiedzUsuńPocieszacza?
UsuńHmmm. Pojawi sie juz dzis. Huh
Mój Boże mam czekać ??? Przecież ja zwariuję ! Niech oni go znajda i niech on będzie z Gabrielem no i chce by zaczął mówić :D
OdpowiedzUsuńI przypominam o moim blogu ;)
Pozdrawiam OfeliaRose
PS. Nie wytrzymam do niedzieli *.* !!
Czytam Twojego bloga czytam :)
UsuńZnalezli przeciez! :o
Matko, aż wstrzymałam oddech. On nie może umrzeć! T.T
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńpięknie, udało im się odnaleźć Olivera, co za sku.... mam nadzieję, ze przeżyje....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia